16 stycznia, Bukareszt: manifestacja Oburzonych na Placu Uniwersyteckim.

„Oburzeni” rzucają wyzwanie politykom

Od blisko tygodnia tysiące ludzi z najrozmaitszych grup społecznych demonstrują w Bukareszcie i innych miejscach kraju przeciwko decyzjom oszczędnościowym rządu i trawiącej kraj korupcji. Czas, by rząd potraktował poważnie ich postulaty.

Opublikowano w dniu 19 stycznia 2012 o 17:37
16 stycznia, Bukareszt: manifestacja Oburzonych na Placu Uniwersyteckim.

Chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się oglądać w Rumunii tak niejednorodnej demonstracji. I to w równej mierze, gdy chodzi o skład uczestników (emeryci, studenci, „rewolucjoniści”, intelektualiści, bezrobotni, kibice piłki nożnej, piosenkarze, itp.), jak i o rodzaj zgłaszanych roszczeń i postulatów (płace, emerytury, podatek drogowy, rozwiązanie partii, kopalnia złota w Rosia Montană, uniezależnienie się od światowego sektora finansów, dymisja prezydenta Traiana Băsescu). Jedno tylko manifestantów łączyło - oburzenie.

Różnorodność typologiczna uczestników demonstracji szła w parze z różnorodnością zachowań. Bukareszt nie jest już taki, jak w kwietniu 1990 r. [kiedy demonstracja przeciwko rządowi Iona Iliescu została nagle zablokowana przez górników przybyłych z Valea Jiuluina plac Uniwersytecki]. Wtedy większość mieszkańców miasta to byli inteligenci i intelektualiści z właściwą im obywatelską świadomością i sztuką prowadzenia kulturalnego dialogu na uczonych seminariach.

Wszyscy czekają, aż coś się zmieni

Teraz wśród zbuntowanych nie brak ludzi z marginesu, członków gangów, niezadowolonych z tego, że nie mogą znaleźć pracy, ze zmniejszenia świadczeń społecznych, wzrostu kosztów utrzymania, z tego, że policja chroni lichwiarzy i sutenerów, a ich wsadza za kratki z powodu jakiegoś głupstwa. Czy nam się to podoba, czy nie, oni też są częścią społeczeństwa obywatelskiego.

Dla nich uliczne starcia to przede wszystkim okazja do wyrządzenia przeciwnikowi jak największych szkód, do naplucia mu w twarz, przyłożenia mu pięścią. Zawsze tłukli szyby na przystankach autobusowych, niekoniecznie dlatego, że należały do „państwa”, po prostu dlatego, że było ciemno i że nikt nie mógł ich w tych ciemnościach zobaczyć. Wielu z nich należy do klubów kibiców piłki nożnej. Robią zadymy, bo dają w ten sposób upust potrzebie zachowań stadnych; bo łatwo im jest dzielić świat na „naszych” i wrogów; bo nie mają innych rozrywek.

Newsletter w języku polskim

Ale to nie to ich skłoniło do przyjścia na plac Uniwersytecki. Przyszli tutaj, bo mogą tu wykrzyczeć do woli swoje oburzenie, bo wreszcie znaleźli się wśród tych, którzy zazwyczaj ich odrzucają, bo mają, jak my wszyscy, nadzieję, że coś się w ich życiu zmieni. Tym razem protestujący bratali się z policjantami, opozycjoniści ze zwolennikami rządu, dziennikarze ze stacji telewizyjnej Antena 3 z konkurencją z B1. Ze wszystkimi z wyjątkiem chuliganów. Filmowani manifestanci podkreślali, że to protest pokojowy. Wszyscy brzydzimy się przemocą.

Jeszcze więcej chuliganów

Ale przemoc to nie tylko wyrywanie ulicznego bruku i rzucanie nim w policjantów. To również wprowadzanie ordynacji wyborczej niepopartej żadnymi przekonywającymi argumentami i niepoprzedzonej debatą publiczną. Czy obniżanie płac tych, którzy uczciwie pracują. Czy wyburzanie budynków stanowiących część narodowego dziedzictwa. Jeśli szukać będziemy przemocy wyłącznie po stronie zadymiarzy, zatracimy najistotniejszy sens protestu.

Podobno zadymiarzy zidentyfikowano, zatrzymano i wsadzono za kratki.

Protesty odbywają się wreszcie w pokojowej atmosferze. Policjanci kontrolują wszystkich podejrzanych i zatrzymują tylu, ilu mogą (113 aresztowań 16 stycznia). Rząd wyraża pełne zrozumienie dla postulatów demonstrujących i twierdzi, że szanuje ich demokratyczne prawo do manifestowania w miejscach dozwolonych.

Ale ani trochę nie zmienia swojego postępowania. Najwyraźniej czeka, żeby jakaś zesłana przez opatrzność zamieć czy zmęczenie przegoniło manifestantów z placu. Mam wrażenie, że już kiedyś słyszałem takie słowa: „Niech zgniją we własnym sosie!”, powiedział Ion Iliescu podczas demonstracji z kwietnia 1990 r.

Ale tego rodzaju strategia jest dość ryzykowna, może się bowiem zdarzyć, że kiedy ludzie zrozumieją – nie wystarczy symbolicznie wyrażać swoje oburzenie, nie będą jeszcze całkiem zmęczeni. Ale poczują się wypchnięci na margines. I takimi właśnie ludźmi z marginesu się staną. A policja będzie miała na głowie jeszcze więcej chuliganów!

Vox populi

„Wszystko przegniło!”

„Nikt u władzy czy też w opozycji nie cieszy się już zaufaniem ludności”, stwierdza na swojej pierwszej stronie Evenimentul Zilei, „takiego oto bowiem poziomu sięgnęło już niezadowolenie”. Od teraz, czy to w mitycznych salach uniwersyteckich, uświęconych miejscach rumuńskich rewolucji, począwszy od tej przeciw Nicolae Ceausescu w 1989 r., czy też w innych przestrzeniach kraju, „protestujący stawiają znak równości między USL [Unia Socjalno-Liberalna, lewicowa opozycja] i PDL [będąca u władzy Partia Demokratyczno-Liberalna]”, pisze EVZ.

Jeśli, co się tyczy PDL, wyjaśnienia można szukać we wprowadzonych przez nią bardzo surowych środkach oszczędności, to już opozycja płaci za „swoje wewnętrzne skandale, które doprowadziły do erozji zaufania ze strony elektoratu, oraz za polemiki, które nie odzwierciedlają priorytetów ludności”, wyjaśnia dziennik tego samego 19 stycznia, na który to dzień opozycja zwołała ogromną manifestację przeciwko rządowi Emila Boca.

Jeśli chodzi o prezydenta Trajana Basescu, to raczej nie ma powodów, aby obawiać się o swój fotel. Frankfurter Rundschau wyjaśnia, że

manifestanci nie powinni oczekiwać wsparcia ze strony Brukseli, gdyż jego polityka oszczędności jest tam dobrze widziana. Jego kadencja, ostatnia według konstytucji, kończy się dopiero w 2014 r. Co wcale nie oznacza, że skończy swoje panowanie. Jego przezwisko, „Putinescu”, każe obawiać się najgorszego.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat