Parking przed sklepemTesco, Mosonmagyaróvár, Węgry. Fot. Miso – wszystkie prawa zastrzeżone.

Wojny cenowe

Przez wiele lat głównym źródłem dochodów węgierskiego uzdrowiska Mosonmagyaróvár byli austriaccy turyści, przyjeżdżający tu z pobliskiego Wiednia, by skorzystać z leczniczych wód i tanich usług dentystycznych. W ostatnich miesiącach w Mosonmagyaróvár przybyła nowa atrakcja – supermarket Tesco na obrzeżach miasta.

Opublikowano w dniu 20 maja 2009 o 21:37
Parking przed sklepemTesco, Mosonmagyaróvár, Węgry. Fot. Miso – wszystkie prawa zastrzeżone.

Nowi klienci ciągną całymi zastępami. W piątkowe popołudnie parking przed supermarketem zapchany jest samochodami z Bratysławy, oddalonej zaledwie o 20 kilometrów. Język słowacki słyszy się wszędzie. W sklepie całe rodziny powoli przesuwają się między półkami, przystając co kilka chwil i gorączkowo przeliczając ceny z forintów na euro, by następnie doładować kolejne towary do wypchanych już po brzegi wózków. Produkty, w tym te luksusowe, takie jak elektronika czy buty, i codzienne, jak masło, nabiał, wino czy proszek do prania - wszystko jest tańsze o około 20 procent niż na Słowacji. A węgierskie kasjerki nie robią problemów: "Oczywiście, że może pan zapłacić w euro”.

Mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem obecnym wzdłuż każdej ze słowackich granic: na Węgrzech, w Polsce, nawet w Czechach. Korzyść dla słowackich klientów jest oczywista: podczas gdy ceny w ich kraju nie zmieniły się od czasu wejścia Słowacji do strefy euro, deprecjacja polskiej złotówki, węgierskiego forinta i czeskiej korony sprawiła, że zakupy w tych krajach stały się bardzo atrakcyjne. A przecież sytuacja mogła być zupełnie inna.

Nie ulega wątpliwości, że otwarcie granic oraz fakt, że większość Słowaków mieszka na terenach przygranicznych, przyczyniły się do rozwoju "turystyki zakupowej”. Sondaże pokazują, że Słowacy są coraz bardziej zadowoleni z euro. Tego entuzjazmu nie podzielają słowaccy handlowcy, których zyski spadły w pierwszym kwartale tego roku o 7 procent.

O tym, że do konkurentów za granicą ze słowackich supermarketów odpłynie wielu klientów,wiedziano, ale początkowo nie reagowano. Teraz jednak, gdy zjawisko stało się masowe, postanowiono rozpocząć wojnę cenową i drastycznie, w niektórych przypadkach nawet o 10 procent, obniżyć ceny, głównie podstawowych produktów spożywczych. Jednocześnie supermarkety prowadzą szeroko zakrojoną kampanię reklamową w prasie, porównując ceny swoje i konkurentów w sąsiednich krajach.

Newsletter w języku polskim

Jednym ze sposobów na przeciwdziałanie turystyce zakupowej mogłaby być obniżka podatku VAT na artykuły spożywcze (w Słowacji obowiązuje standardowa stawka VAT w wysokości 19 procent na niemal wszystkie towary, z kilkoma zaledwie wyjątkami), lecz premier Fico odmówił wzięcia takiego rozwiązania pod uwagę, twierdząc, że państwo nie może sobie pozwolić na dalszy spadek dochodów budżetowych, już nadwątlonych przez obecny kryzys (wpływy z podatków były w pierwszych czterech miesiącach tego roku o 12 procent niższe w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego, a wpływy z VAT spadły o jedną trzecią).

Artykuły prasowe sugerujące, że Słowacja cierpi z powodu wyjątkowo ostrego kryzysu, częściowo spowodowanego przewartościowaniem korony przy przejściu na euro (które nastąpiło po kursie 30.126 korony za 1 euro), wywołały gorącą debatę publiczną. Martin Barto, wiceprezes Narodowego Banku Słowackiego, zauważył, że większość produktów kupowanych za granicą pochodziła z importu, co oznacza, że różnica w cenie powodowała zmianę lokalnej koniunktury dla dużych detalistów. Stwierdził również, że słowaccy konsumenci głosują nogami, ponieważ na Słowacji brakuje dużych super- i hipermarketów, którym łatwiej jest stosować elastyczną politykę cenową. Na koniec oznajmił, że turystyka zakupowa jest oznaką głębszego problemu trapiącego słowacką gospodarkę, opartą niemal w całości na wielkim przemyśle motoryzacyjnym i hutniczym, a ubogą w małe i średnie przedsiębiorstwa.

Jest zupełnie możliwe, że wprowadzenie euro nie jest jedyną przyczyną różnic w cenach artykułów konsumpcyjnych na Słowacji i w krajach sąsiednich. Kiedy handlowcy dostosowują ceny, biorą pod uwagę nie tylko siłę lokalnej waluty, ale także przeciętną siłę nabywczą społeczeństwa. Według sondażu przeprowadzonego przez instytut GfK, siła ta wzrosła o 20 procent, a słowaccy konsumenci są dzisiaj znacząco zamożniejsi od sąsiadów na Węgrzech i w Polsce i niemal tak samo zamożni jak Czesi.

Jeżeli jednak tak rzeczywiście jest, to jak wytłumaczyć fakt, że w Austrii, także należącej do strefy euro, ceny są często takie same, a w wielu przypadkach korzystniejsze niż na Słowacji, gdzie siła nabywcza jest trzykrotnie niższa? Odpowiedzią może być odmienne zachowanie austriackich konsumentów. Przed supermarketem Billa w Hainburgu, małym austriackim miasteczku oddalonym zaledwie o 15 kilometrów od Bratysławy, znaleźliśmy kolejny parking pełen aut na bratysławskich numerach, zupełnie jak w Mosonmagyaróvár.

Na początku maja główne słowackie sieci handlowe dumnie ogłosiły, że wprowadzone przez nie obniżki cen spowodowały powrót klientów. Jeżeli to prawda, to euro wcale nie jest winne całemu temu transgranicznemu poszukiwaniu okazji.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat