Rozrastające się przez lata lotniska na obrzeżach wielkich miast stały się symbolem koczowniczego i pospiesznego życia. Figurujemy w rozlicznych rejestrach, prześwietla się nas skanerem, ale pomysł wprowadzenia całej ludzkości do maszyny z ekranem rodzi coraz większe frustracje, choć mogłoby się zdawać, że naszym społeczeństwom jest do siebie coraz bliżej, bo jesteśmy w wiecznym ruchu. Widok nieczynnych, opustoszałych, cichych lotnisk budzi – jeśli to w ogóle możliwe – jeszcze większy niepokój niż widok lotnisk przepełnionych. Tamtejsi bywalcy – „frequent flyers” [stali klienci linii lotniczych] – przypominają bohaterów filmu „W chmurach” granych przez George’a Clooneya i Verę Farmiga.
Ludzi, którzy mają w kieszeni całą talię kart, za pomocą których mogą korzystać z najrozmaitszych przywilejów. Czują się na lotniskach jak ryba w wodzie, znają każdy ich kąt, opanowali do perfekcji sztukę przetrwania w ekstremalnych warunkach, a więc spokojnego wystawania w kolejkach i cierpliwego oczekiwania na bagaż. Te bezosobowe ziemie niczyje, królestwa posiadaczy plastikowych kart, jak je określa francuski etnolog Marc Augé, stają się metamiastami. To stąd człowiek wzbija się ku powietrznym autostradom. Mimo bezosobowego charakteru tych miejsc, nieskalana ziemia lotniska w Singapurze czy wypchane niedźwiedzie w Anchorage na Alasce przypominają z uporem, że nie są one czymś naturalnym. Nie za wiele się nad tym zastanawiamy, gdyż chodzi nam tylko o to, by dotrzeć do celu podróży.
Chmura popiołu jako metafora
Czasem jednak jakiś zuchwały islandzki wulkan wypluwa z siebie lawę i niebo pokrywa się popiołem. Do przestrzeni powietrznej trafiają cząsteczki skał, kryształu i piasku. Bardzo to niezwykłe, ale zarazem niebezpieczne. Niebo nad Europą się zamyka, odmieniając losy milionów ludzi. Płaci za to również arogancka władza: Angela Merkel musiała nocować w Portugalii, znaczna część światowych przywódców nie mogła przybyć na uroczystości pogrzebowe Lecha Kaczyńskiego (który stał się jakby po raz drugi ofiarą powietrznego fatalizmu), królowej Danii Małgorzacie, obchodzącej siedemdziesiąte urodziny, został spory zapas królewskich ciasteczek.
Według szacunków ekspertów 2020 r. zamknie się liczbą 200 milionów lotów. Zatłoczone niebo pocięte będzie pięknymi białymi smugami, które pokazuje się dzieciom niczym jakieś przelatujące anioły. A przecież smugi to nic innego tylko zanieczyszczenia, które trzeba jak najszybciej ograniczyć. Natomiast życie bywalców portów powietrznych, ludzi zawieszonych między niebem a ziemią, trzeba zhumanizować. Uświadomiła nam to chmura pyłu. Być może jest w tym metafora naszej epoki gazów cieplarnianych.