Wrota do Europy. Terminal Eurostar na dworcu St. Pancras w Londynie

Ci Brytyjczycy, co kochają Europę

Choć na Kontynencie nadal nie brakuje żłopiących piwo, czytających Daily Mail, wiecznie skonsternowanych obcymi zwyczajami brytyjskich eurofobów, to na pierwszy plan zaczyna się wysuwać nowe pokolenie, bardziej dostrojone do innych europejskich postaw, uważa Mary Dejevsky.

Opublikowano w dniu 30 kwietnia 2010 o 08:21
Wrota do Europy. Terminal Eurostar na dworcu St. Pancras w Londynie

Nowa Europa to chwytliwe hasło ukute przez Donalda Rumsfelda, gdy ten wspierał przygotowania wojenne administracji Busha. „Starym Europejczykom” się ono nie spodobało i wyśmiewali je, gdyż sugerowało, że Europa jest bardziej podzielona w kwestii inwazji irackiej niż była w rzeczywistości. Jednak nie mogli oni zaprzeczyć, iż było w nim trochę prawdy. Ale to było kiedyś.

Dzisiaj, gdy Polska i Rosja zażegnują konflikt, Europa Wschodnia i Środkowa straciła apetyt na prowadzenie amerykańskich wojen, a administracja Obamy rezygnuje z filozofii specjalnych relacji, być może nadeszła dobra chwila, by w końcu dać sobie spokój z tą irytującą koncepcją. Sześć lat po tym, jak Unia Europejska przeprowadziła największy w swojej historii proces rozszerzenia, dawne podziały nie są już tak ostre, jak kiedyś, ani tak mocno podsycane urazami.

I choć „nowa” Europa miesza się ze „starą”, niewykluczone wcale, że na naszych oczach rodzi się nieznana wcześniej odmiana całkiem innych „nowych” Europejczyków, a w dodatku dzieje się to w najmniej prawdopodobnym miejscu, bo tu – w Wielkiej Brytanii. Istnieją powody, by w to wątpić, ale niespodziewanie są też wreszcie – dla nas, proeuropejskich dinozaurów – przesłanki pozwalające mieć nadzieję.

Tanią linią do Tallina

Newsletter w języku polskim

Jeszcze nie tak dawno ubolewałam nad pozornie niereformowalnym w Wielkiej Brytanii podziałem – to, jakie kto miał poglądy na politykę zagraniczną, zależało od tego, ile miał lat. Niektórzy pamiętali drugą wojnę światową i za najpoważniejsze zagrożenie uważali faszyzm w jego najróżniejszych formach, inni natomiast dorastali w mrocznym cieniu zimnej wojny i stali się nieustraszonymi jej żołnierzami, spojrzenia kierowali za Atlantyk i kurczowo trzymali się natowskiej gwarancji bezpieczeństwa. Później pojawili się – tak ich możemy nazwać – pierwsi Europejczycy, czyli my, przed którymi stało otworem przynajmniej pół Kontynentu, my, którzy podróżowaliśmy coraz odważniej za znikające granice.

Żałosną porażką mojego, europejskiego, pokolenia – takiego, jakim ja je widziałam – było to, że nie udało się nam przekazać naszego entuzjazmu tym, którzy przybyli po nas. To prawda, że upadł berliński mur i wszyscy cieszyliśmy się ponownym zjednoczeniem dwóch połówek Europy. Do tego jeszcze pojawiły się tanie loty, dzięki którym pijackie wypady na Ibizę i Kretę stały się rytuałem przejścia, a tłumy dwudziestoparolatków waliły do Tallina na wieczory kawalerskie. Ale wszystkie te przyjemności wydawały się iść w parze z obojętnością, podejrzliwością, a nawet ksenofobią wobec Europy i Unii Europejskiej. Owo pokolenie wyraźnie nie zdawało sobie sprawy, że wszystkie te doświadczenia są tak łatwo dostępne tylko dzięki idealizmowi tych, którzy pragnęli wyrugować wojnę z Kontynentu i stworzyli instytucje mające to zapewnić.

Europejczyk Clegg

Jeszcze miesiąc temu powszechne było założenie, że eurosceptycyzm w wydaniu Davida Camerona był zwycięską strategią wśród podobnie nastawionych Brytyjczyków. Jak zwykle odważną proeuropejskość Liberalnych Demokratów miano za kulę u nogi tej partii i Nicka Clegga. Mówiono nawet pół żartem, pół serio, że Clegg zrazi do siebie prowincjonalnego, brytyjskiego wyborcę swoją znajomością kilku języków, brukselskim obyciem, swoim nieco kontynentalnym sposobem bycia, holenderską matką, na wpół rosyjskim ojcem, hiszpańską żoną i hiszpańskimi imionami dzieci.

W czwartek wieczorem [podczas kolejnej debaty telewizyjnej] okaże się, jak z tego wybrnie. Ale moje przeczucie podpowiada mi, że jego swobodny styl odpowiada Brytyjczykom, przynajmniej tym, którzy mieszkają w miastach, którzy na przestrzeni minionych 20 lat stali się bardziej bezpośredni i międzynarodowi, wręcz wyraźnie europejscy.

Nowe otwarcie na Europę?

Najpierw był sprzeciw wobec wojny w Iraku oparty na przekonaniu, że realizuje ona interesy Stanów Zjednoczonych, a nie interesy narodowe krajów Europy, których przywódcy zostali poproszeni o pomoc. Francja i Niemcy odmówiły. Znaczna część Brytyjczyków również powiedziała „nie”, ale zostali zignorowani przez rząd i opozycję, która postanowiła nie wypaść z szeregu.

Potem doszła kwestia „państwa socjalnego”, z jego ochroną zatrudnienia, krótszym czasem pracy i naciskiem na równość, którego ideę ostatnie rządy Wielkiej Brytanii nie uważały za priorytet. A niedawno, w trakcie całej dyskusji o dodatkowym uregulowaniu sektora bankowego, brytyjska opinia publiczna opowiedziała się za bardziej restrykcyjnymi rozwiązaniami niż rząd czy opozycja. Innymi słowy, Brytyjczycy wyrazili bardziej kontynentalny pogląd, iż wzrost PKB nie jest jedynym wskaźnikiem sukcesu.

Skutki dwudziestoletniego flirtu Wielkiej Brytanii z amerykańskim stylem życia mogą dzisiaj spychać kraj na bardziej europejski kurs w kwestiach społecznych i gospodarczych. Niewykluczone, że zmienia się też polityka. Godny odnotowania jest fakt, iż rząd w swoim niedawnym projekcie dotyczącym obrony całkiem niespodziewanie opowiedział się za zbliżeniem z Francją. Jeśli okaże się, że eurosceptycyzm jest jednak mniej atrakcyjny niż dawniej, być może stanie się tak po części dzięki mojemu pokoleniu. Może w końcu uda nam się zrobić z naszych wyspiarzy prawdziwych Europejczyków.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat