Zapowiedź diarchii? Nowy premier Wlk. Brytanii David Cameron (z lewej)i jego zastępca Nick Clegg (z prawej), przed siedzibą premiera na Downing Street 10 w Londynie.

Narodziny dwugłowej Brytanii

Po trzynastoletniej przerwie, brytyjscy konserwatyści powrócili do władzy, przewodząc koalicji z Partią Liberalno Demokratyczną Nicka Clegga. Po prawie tygodniowej niepewności, kiedy to brytyjscy wyborcy pozostawili westminsterski parlament w zawieszeniu, prasa na Wyspach odetchnęła z ulgą, choć nie całkiem. Tymczasem europejskie gazety zastanawiają się nad przyszłymi związkami tradycyjnie eurosceptycznych torysów z Unią Europejską.

Opublikowano w dniu 12 maja 2010 o 16:19
Zapowiedź diarchii? Nowy premier Wlk. Brytanii David Cameron (z lewej)i jego zastępca Nick Clegg (z prawej), przed siedzibą premiera na Downing Street 10 w Londynie.

The Financial Times dość ostrożnie wita nowego lokatora na Downing Street numer 10, przywódcę konserwatystów Davida Camerona. „Warunki jakiegokolwiek paktu między torysami a liberalnymi demokratami muszą być poddane uważnej krytyce. Zaistniała sytuacja pozwoli jednak na zapewnienie odpowiedniej liczby głosów w Parlamencie, tak aby móc stworzyć stabilny rząd. Należy mieć nadzieję, że jakkolwiek by wyglądała umowa miedzy dwoma partiami, będzie ona wystarczająco solidna i długotrwała, aby mogła sprostać podejmowaniu wymaganych trudnych decyzji”. Londyński dziennik finansowy cieszy się, że w obliczu opłakanego stanu finansów publicznych Wielkiej Brytanii, z kryzysem strefy euro w tle, prawie tydzień bez rządu nie spowodował nagłego finansowego załamania. „Jednak brytyjski rząd musi jak najszybciej zmierzyć się z problemami budżetowymi Zjednoczonego Królestwa. Deficyt sięga 11,1%, a dług kraju w 2010 r. będzie wynosił 15 % całego zadłużenia Europy. Jedynie Włochy będą musiały pożyczyć więcej”.

The Guardian, jak zwykle sprzyjający Partii Pracy i popierający w ostatnich wyborach liberalnych demokratów, narzeka, że „uchylone drzwi dla centrolewicy” zamknęły się po południu 11 maja. „Liberalni demokraci wraz z Partią Pracy mieli historyczną szansę stworzenia demokratycznie usankcjonowanej progresywnej koalicji w istotnym momencie. Partia Pracy wydawała się stawać na głowie, aby dojść do politycznego kompromisu. W rezultacie to liberalni demokraci podziękowali i skierowali się w kierunku otwartych drzwi Davida Camerona”.

Teraz wszystko się może zdarzyć

Ale czy ta nieprawdopodobna koalicja przetrwa? Simon Heffer z The Daily Telegraph przewiduje, że konserwatywno-liberalne porozumienie będzie niesatysfakcjonujące i krótkotrwałe z powodu politycznej ambiwalencji partii Nicka Clegga, nowego wicepremiera Wielkiej Brytanii. Jednak ceną jakiegokolwiek wsparcia, formalnego czy też innego rodzaju, udzielonego konserwatystom będzie całkowite zrównanie liberalnych demokratów z ziemią podczas kolejnych wyborów. Ich lewicowcy nigdy im tego nie wybaczą. Zyskają jedynie Partia Pracy oraz Partia Zielonych”.

Newsletter w języku polskim

Geoffrey Wheatcroft z The Independent z pewną drwiną ocenia ostatnie wybory parlamentarne „najbardziej gorzkie z dotychczasowych dla torysów”, którzy „kilka miesięcy temu mieli wszelkie podstawy, aby sądzić, że zdobędą większość w Parlamencie, a nie będą musieli się targować i ostro negocjować”. Wheatcroft zaznacza, że brytyjscy wyborcy podejrzliwie patrzą na uprzywilejowane pochodzenie Davida Cameroona – „piękny dom w Berkshire, arystokratyczne koneksje, odnoszący sukcesy ojciec, makler giełdowy oraz przewodniczący najzacniejszego klubu londyńskiego White’s : jednym słowem creme de la creme”. A poważnie – Wheatcroft widzi zagrożenie dla Camerona w starzejącej się partii, do której należą także zaciekli przeciwnicy Unii Europejskiej „Cameron wkracza na Downing Street numer 10 bez jednoznacznego mandatu społecznego, a także z niemałą grupą wcale niemilczących wrogów w szeregach własnej partii. W obecnej, nietypowej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy wszystko się może zdarzyć – nawet ostateczny rozłam wśród torysów, najstarszej partii politycznej w Europie”.

Nick Clegg zasmakował już Brukseli

Gazeta Wyborcza zastanawia się, w jaki sposób tradycyjnie eurosceptyczna Partia Konserwatywna ma zamiar zawiązać koalicję z liberalnymi demokratami, „partią najbardziej proeuropejską w całej Wielkiej Brytanii”. Warszawski dziennik przewiduje, że z racji tego, iż Cameron ma przed sobą „ogromne wyzwania”, w tym zatrważający dług wynoszący 88% PKB (około 343 000 000 000 funtów), nie zdecyduje się na wojnę z Unią Europejską. Rzeczpospolita cytuje eksperta w dziedzinie nauk politycznych z Notthingham University, który twierdzi, że różnica zdań w sprawie EU „nie będzie miała dużego znaczenia... Ale prędzej czy później wyjdzie na wierzch”. Rzeczywiście, w 2009 r. torysi stworzyli nowy blok parlamentarny w Parlamencie Europejskim z polską nacjonalistyczną i eurosceptyczną opozycyjną partią Prawo i Sprawiedliwość (PiS) oraz innymi środkowo- i wschodnioeuropejskimi grupami wysuniętymi daleko na prawo.

Ale mniejsza o oszołomstwo polityki środkowo-wschodniej Europy, na jakie jeszcze ustępstwa musi pójść były parlamentarzysta europejski Nick Clegg, który, co zauważa Il Sole 24 Ore, „już zasmakował Europy”? Bez wątpienia, jak pisze mediolańska gazeta, Clegg musi przyjąć do wiadomości, że „euro nie wchodzi w rachubę”. Hiszpańska gazeta Público również sugeruje, że nowy brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague „jest nadzieją torysów na domaganie się od Unii powrotu władzy do państw członkowskich” w sferze polityki sprawiedliwości, zatrudnienia oraz socjalnej. Barcelońska La Vanguardia przypomina, że rząd brytyjski przyrzeka „mieć dwie głowy”. Gazeta zaznacza, że ten swoisty eurodylemat wzmacnia również przyrzeczenie torysów, „że jakiekolwiek dalsze przekazanie władzy Brukseli będzie podlegało referendum”. Z kolei belgijska De Standaard, starając się uspokoić obawy, jakoby najmłodszy premier Wielkiej Brytanii od 200 lat miał być Margaret Thatcher w przebraniu, żartuje : czterdziestotrzyletni Cameron „nie jest wcale antyeuropejski, ale wręcz proekologiczny. Ostatnio zmienił barwy swojej partii z koloru niebieskiego na zielony”.

Jednak ostatnie słowo należy do Nicolasa Sarkozy’ego. Według dziennika Le Figaro prezydent Francji miał powiedzieć do swoich ministrów, że Cameron „zrobi jak pozostali. Zacznie jako polityk antyeuropejski, a skończy jako proeuropejski. Taka jest zasada”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat