Jeśli nie chce się zasnąć i utonąć podczas kąpieli, należy unikać francuskich powieści.

Powieść europejska

Czy można stworzyć fikcję, która odzwierciedla literacką atmosferę kilku krajów europejskich? Jeśli wierzyć hiszpańskiemu pisarzowi Félixowi de Azúa to właśnie to zrobił młody i utalentowany Patricio Pron.

Opublikowano w dniu 4 czerwca 2010 o 15:52
Jeśli nie chce się zasnąć i utonąć podczas kąpieli, należy unikać francuskich powieści.

Każdy kraj ma swoją własną atmosferę literacką. Trudno nawet wyobrazić sobie powieść włoską tonącą w deszczu i pogrążoną w gęstym mroku. To byłaby aberracja. W każdej szanującej się powieści włoskiej potrzebne jest tło – mandoliny, półnadzy młodzi ludzie baraszkujący na plaży. A cała opowieść powinna zmierzać ku krzywdzie wyrządzonej pewnej dojrzałej kobiecie, która nazbyt się postarzała, i to w stanie dziewictwa. Italia groźna, mroczna, atakowana przez złowrogiego boga wiatrów Boreasza pojawia się tylko w socjalistycznym nurcie mediolańskim i tu i ówdzie w literaturze Triestu.

Wyczerpująca rozmaitość socjogeograficzna Francji, zdolnej równie dobrze zaaprobować zgrzebność bretońską, jak prowansalskie lenistwo i pompatyczną paryską płochość, musi się wyrażać we wzniosłej stylistyce i przekonywająco świadczyć, że autor jest bardzo inteligentny, a przynajmniej pomysłowy. Bo przecież nie ma sposobu, żeby inaczej przetłumaczyć słowo *esprit*. Inny warunek sine qua non, bez którego nie daje się tam wzbudzić szacunku, to obowiązek oczytania autora powieści w pismach Rolanda Barthesa.

Obawy angielskich powieściopisarzy

Anglicy odwrotnie: nie znoszą w swoich utworach się obnażać i z pewnością dlatego właśnie ich autobiografie są najbardziej bezwstydne. Po latach ukrywania się w prozie powściągliwej, eleganckiej i sceptycznej przychodzi moment, który wywołuje chwalebne przeistoczenie. Angielski pisarz najbardziej obawia się, że wezmą go za francuskiego intelektualistę, czyli rodzaj, do którego odczuwa jeszcze silniejszą, jeśli to możliwe, odrazę niż do rozmemłanych śródziemnomorskich turystów. W powieści à l’anglaise musimy stopniowo odkrywać, że postać, która wyglądała na imbecyla, jest w rzeczywistości najinteligentniejsza ze wszystkich. Nawet jeśli na końcu tej historii powraca nasze pierwsze wrażenie.

Istnieje też bez wątpienia powieść rosyjska z postaciami, które wypłakują wszystkie łzy z całego ciała, podczas, gdy ich matka próbuje przykryć je nieszczęsnym szynelem z czasu drugiej wojny światowej, aby w śniegu nie pomarli z zimna wśród pustych butelek po wódce. Jest to jednak gatunek prozy, który z wolna popada w zapomnienie i ustępuje miejsca powieści szpiegowskiej zaludnionej tajnymi agentami w służbie pięciu państw (Stanów Zjednoczonych, Chin, Włoch, Rosji i Panamy), a ewentualnie powieści o gruzińskich mafiozach, którzy tak naprawdę to są związani z rzymską Bazyliką św. Piotra. Bywa to też powieść humorystyczna, w której Bóg jawi się pod postacią renifera o głowie zwieńczonej świetlistymi rogami. Wszystko to sprawia, ze powieść rosyjska upodabnia się teraz do wzbudzającej pogardę powieści amerykańskiej i dlatego zajmować się tu nią nie będziemy..

Newsletter w języku polskim

Kto dziś pisze włoskie powieści?

Najbardziej jednak całościowa, najsolidniejsza (i zważywszy na jej wyjątkowo nikły wkład do tego gatunku nie mogłoby być inaczej) jest powieść niemiecka. Jest pełna zimna, które w nas krew mrozi, i mgły, która nie pozwala widzieć dalej niż po koniuszek własnego nosa. Takie widzenie wymagałoby jednak przezwyciężenia naszej ociężałości. Protagoniści tych dzieł mają sąsiadów wyglądających na ludzi uprzejmych i nudziarzy, ale w końcu konstatujemy, ze jeden z nich odtwarza bandę Baader-Meinhof, inny prowadził handel mydłem w Auschwitz. A jeszcze inny napisał doktorat o matematycznych podstawach czekoladowego ciasta Sacher.

Od dwóch wieków specyfika każdej z europejskich literatur nie przestaje się krystalizować z taką cierpliwością, że nie ma dziś ani jednego Anglika, który pisze angielskie powieści (piszą włoskie powieści, jak Martin Amis), żadnego Rosjanina, który celuje w angielskich, Szwedzi piszą jak Szwajcarzy i tak się ten światek toczy... Wszystkich to dotyczy. Poza Francuzami, którzy nadal piszą powieści francuskie.

Model w stanie odrętwienia

Zapytacie, jak się do tej historii maja Hiszpanie. Otóż w skrystalizowanej powieści hiszpańskie koniecznie musi pojawiać się komisarz policji, który wraca do swojego domu krzycząc: „Jestem frankistowską świnią i z tego tytułu będę teraz zadawał mojej żonie seksistowską przemoc”. Względnie wiejski nauczyciel, który rozmawia z przemiłym urwisem i powiada mu: „Ponieważ jestem nauczycielem republikańskim, zademonstruję ci walory demokracji i humanizmu na pięknym przykładzie motyli”. Ten model dopuszcza kilka wariantów, takich np. że ów komisarz może być szefem neokonserwatywnego przedsiębiorstwa Partii Ludowej, który wieczorami przebiera się za afrykańskiego biskupa; chyba że nauczyciel okazałby się transseksualistą z Kadyksu, który ratuje przemiłego urwisa przed wrednymi instynktami pewnego księdza. Cały ten model znajduje się, jak wiadomo, w stanie odrętwienia.

Wypada w każdym razie podkreślić, że z racji jednowymiarowości ich romantycznej historii pisarze hiszpańscy wyspecjalizowali się w powieści zagranicznej i że produkują obecnie coraz częściej okazy zagranicznej literatury wypieszczonej. Do tego stopnia, że jesteśmy świadkami odwrócenia sytuacji i pisarze angielscy znakomicie naśladują angielską powieść napisaną przez Hiszpanów.

Chwała młodemu mistrzowi!

Niech sobie tak będzie, moglibyśmy tak ciągnąć dalej, aliści wszystko to było kłamstewkiem, przewrotnym żartem, tanim chwytem użytym dla przyciągnięcia uwagi czytelnika, skierowania jej ku poważnej części artykułu, która jest panegirykiem na cześć tego, kto, jak tuszę, jawi się dziś najbardziej godnym uwagi młodym pisarzem. Za chwilę zdam z tego sprawę. Chodzi o prozaika nazwiskiem Patricio Pron, którego „El comienzo de la primavera” (wyd. Mondadori, 2009) jest arcydziełem. Użyłem takiej eksperymentalnej konstrukcji, żeby wynieść pod niebiosa tę powieść gęstą i perfekcyjną, a nie żeby wam zrobić niemądry dowcip. Myślę, że najlepszym podsumowanie tego, co myślę będzie stwierdzenie, że mamy do czynienia z powieścią niemiecką w jak najbardziej szlachetnym znaczeniu. Co w tradycji hiszpańskiej jest unikatowe.

Jeśli teraz dodam, że Pron znajduje się na poziomie najlepszego Hansa Sebalda, wczesnego Handkego, że może sobie mówić po imieniu z Bernhardem i że wyżej stoi niż taka Jelinek, uwierzycie mi, że swobodny ton mojego artykułu nie wynika z lekceważenia. Historia opowiedziana przez Prona jest frapująca, snuje wątek, znakomicie zawiązany, w którym badacz faktów i ludzi przemierza połowę Niemiec w poszukiwaniu umykającej figury filozofa – ucznia Heideggera. Aż to poszukiwanie człowieka przeobraża się w podważanie samej jego koncepcji i że mimowiednie przechodzimy od emocji do refleksji nad tą delikatną materią, która pozwala nam wierzyć, że jesteśmy „kimś” i że innym udaje się to zauważyć. Ale w ostatecznym rachunku jesteśmy tylko starą fotografią, której nikt sobie nie przypomina.

Nie ma większej przyjemności, niż wtedy, gdy można pozdrowić młodego mistrza, mówiąc mu: „Chwała Ci ! Teraz to my będziemy słuchać Twoich nauk”. Drugą wielką przyjemnością jest słuchać młodych, żeby się od nich uczyć.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat