Przewodniczący Komisji Europejskiej, José Manuel Barroso

Komisja, której nie ma

Nikt już nie pamięta, że to Komisja Europejska przygotowała budżet negocjowany obecnie przez przywódców UE. Z bardzo prostego powodu – jej przewodniczący, José Manuel Barroso, stał się niewidoczny. To polityczne „samobójstwo”, krytykuje brukselski korespondent Libération.

Opublikowano w dniu 23 listopada 2012 o 16:33
Przewodniczący Komisji Europejskiej, José Manuel Barroso

Komisja Europejska na dobre skompromitowała się politycznie. Jeśli ktoś miał jeszcze w tej sprawie wątpliwości, w tych dniach się ich wyzbył. Powinna była wszak bronić przedstawionego przez siebie projektu budżetu na lata 2014‒2020 („wieloletnich ram finansowych”), najważniejszego aktu prawnego, który nada Unii kierunek działania na najbliższe siedem lat, tymczasem, najzwyczajniej w świecie, zabrakło jej w gronie dyskutantów.

Nikt już się nie interesuje, co ma do powiedzenia, ani państwa, ani media, ani obywatele. Nie padła bynajmniej ofiarą zabójstwa, to raczej zbiorowe samobójstwo zaplanowane przez jej przewodniczącego. Właśnie on, José Manuel Barroso, jest prawdziwym nieszczęściem tej instytucji, która w nie tak jeszcze odległej przeszłości była jedną z sił napędowych europejskiej konstrukcji.

Kiedyś Komisja angażowała w batalii budżetowej wszystkie pozostające w jej dyspozycji środki, to ona stała u steru, bo też ona budżet proponowała i miała możność nadania kierunku Unii Europejskiej. Jeśli tylko udało się przekonać państwa członkowskie, ale i ważącą na ich decyzjach opinię publiczną tychże państw, o słuszności prezentowanych przez Komisję racji. Nie jest to tak oczywiste w przypadku instytucji o dość wątłej legitymacji, tym bardziej więc należy wyjątkowo dbać o oprawę polityczną. Bo – czyż trzeba o tym przypominać? – polityka to nie tylko działanie, to również przekonywanie do zasadności działań.

Sparaliżowani komisarze

Celował w tym Jacques Delors, przewodniczący Komisji w latach 1985‒1995. Autor pomysłu „perspektywy finansowej”, czyli ustawy budżetowej, która miała pozwolić uniknąć corocznych dramatów, nigdy nie zaniedbał żadnego z pól politycznej aktywności. To była prawdziwa harówka, ale opłacalna. Śledziłem z bliska negocjacje w sprawie tzw. pakietu Delorsa II (1993‒1999). Pamiętam jeszcze, jak długo Komisja wyjaśniała sprawy mediom, nieuchronnemu pośrednikowi w kontaktach z europejską opinią publiczną, i przekonywała je do swoich racji.

Newsletter w języku polskim

Sam Delors, ale również Pascal Lamy, szef jego gabinetu, komisarze, dyrektorzy generalni Komisji, wszyscy zaprzęgli się do pracy, na pierwszej linii, za kulisami, na konferencjach prasowych, żeby wytłumaczyć ludziom, o co chodzi, a słowa popierali liczbami. To była niezwykle skuteczna machina propagandowa i tak było również za rządów Jacques’a Santersa i Romano Prodiego.

Pod rządami Barroso machina się zacięła. Barroso nie ma najmniejszego daru komunikowania się z ludźmi, źle się czuje z prasą. Mieliśmy jednak prawo sądzić, że obudzi się w związku z budżetem na lata 2014‒2020, który będzie jego politycznym testamentem. Nic takiego się nie stało. Wręcz odwrotnie, był tym razem gorszy niż kiedykolwiek dotąd. Na spóźnionej i zorganizowanej na odczepne 29 czerwca 2011 r. konferencji prasowej przedstawiono bez jakiegokolwiek przygotowania gruntu opasły dokument Komisji. Jak w takich warunkach zadać jakieś pytanie, skoro poznajemy dokument w chwili, kiedy zostaje on upubliczniony? Każdy musi sam spróbować zrozumieć, o co w nim chodzi. Biorąc pod uwagę złożoność materii, człowiek czuje się zniechęcony. Tylko rzecznik podjął się rozszyfrowania na użytek mediów głównych kierunków ram finansowych.

A co potem? Nic, dosłownie nic. Przez cały rok żadnej komunikacji ze światem zewnętrznym. Nieuchwytny przewodniczący, który skupia się w swoich działaniach na zwalczaniu wpływów przewodniczącego Rady Europejskiej, Hermana Van Rompuya, w kontaktach z państwami i z Parlamentem Europejskim, sparaliżowani komisarze, którzy boją się rozmawiać z mediami, dyrektorzy generalni, którzy zaszyli się w gabinetach zamiast tłumaczyć negocjacyjne wyzwania.

Barroso straci na dwóch frontach

Jaki jest tego efekt? Wolną rękę mają państwa, które mogą teraz krytykować do woli propozycje Komisji (nie odmawiają sobie tej przyjemności) i Herman Van Rompuy, który w jej imieniu, posiłkując wypracowanymi przez nią liczbami, ma doprowadzić do kompromisu. Odkąd wziął negocjacje w swoje ręce, próbował się z innymi komunikować. Ale nie znalazł nikogo, kto chciałby go wysłuchać.

Ponieważ Komisja, która powinna być ośrodkiem debaty, po prostu gdzieś zniknęła. Dąsanie się i krążenie po brukselskich kulisach nie jest tym, co pozwala wpływać na innych i uczestniczyć w grze. Czy ktoś mógłby zacytować jakiś niedawny wywiad Barroso dla mediów? Nikt, bo on nie rozmawia już z mediami. Nie ratuje go wystąpienie wygłoszone 21 listopada przed Parlamentem Europejskim – prawie nikt nie pojechał do Strasburga ze względu na posiedzenie eurogrupy i przygotowania do europejskiego szczytu.

Pochłonięty instytucjonalnymi gierkami Barroso zapomniał o tym, że powinien również, jeśli nie przede wszystkim, przekonywać europejskich obywateli, że powinien się zająć polityką, a nie lobbowaniem czy sekretarzowaniem. I dlatego straci na dwóch frontach – w oczach państw, które traktują kierowaną przez niego instytucję z coraz większym lekceważeniem, ale i w oczach opinii publicznej, która coraz bardzie go ignoruje. Nie każdy by to potrafił!

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat