Aktualności Kryzys zadłużeniowy
Angela Merkel wyprowadza Europejczyków z pustyni.

Europa przetrwała ten rok

Zanosiło się, że 2012 r. będzie wyjątkowo groźny dla strefy euro i dla całej UE. Do najgorszego nie doszło, głównie dzięki temu, że Angela Merkel poszła na ustępstwa, co pozwoliło Mario Draghiemu, prezesowi EBC, przystąpić do działania. W 2013 r. Europejczycy będą nadal musieli być czujni.

Opublikowano w dniu 21 grudnia 2012 o 17:08
Angela Merkel wyprowadza Europejczyków z pustyni.

„Nie ma znaczenia, co zapowiada nam na ten rok kalendarz Majów, przypowieści Kasandry sprawdzą się albo zostaną zdementowane w Berlinie”. Tak kończył się mój ostatni felieton z ubiegłego roku. Mogło to wyglądać na wróżbę, ale wcale nią nie było, bo dopuszczało dwa możliwe, całkowicie przeciwstawne finały. Felieton nie ujawniał również niczego, czego byśmy nie wiedzieli, bo przecież od jakiegoś czasu zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że wszystkie drogi prowadzą do Berlina (z przystankiem we Frankfurcie, gdzie znajduje się siedziba Europejskiego Banku Centralnego).
Jeśli teraz przytaczam to zdanie, to tylko po to, aby przypomnieć, jak blisko przepaści staliśmy, i pomóc wszystkim zrozumieć, gdzie się teraz znajdujemy. W 2011 r. śmiertelna kombinacja wątpliwości, uprzedzeń, krótkowzroczności, całkowitego braku przywództwa, podziałów między państwami i rozpaczliwej instytucjonalnej opieszałości zdołała przekształcić głęboki kryzys gospodarczy w kryzys samych podstaw istnienia wspólnej Europy, który postawił pod znakiem zapytania przetrwanie jej waluty. W ostatniej chwili Europejski Bank Centralny przyszedł z pomocą rynkowi, co przyniosło chwilową ulgę, ale nie rozwiązało problemów.
Prawdą jest, że kanclerz Niemiec Angela Merkel, świadoma powagi kryzysu, w listopadzie 2011 r. przyznała publicznie, że „jeśli euro upadnie, upadnie Europa”. A jednak jej wystąpienia nie zdołały nikogo przekonać o jej gotowości do podjęcia odważnych, kontrowersyjnych działań. To tłumaczy, dlaczego w pierwszej połowie tego roku, niektóre instytucje finansowe przestały spekulować na temat przetrwania euro i poszły o krok dalej, stawiając na jego upadek.

Cienka czerwona linia

Fakt, że rynki finansowe zaczęły przeliczać długi zaciągnięte w euro na waluty narodowe, chcąc być przygotowane na upadek wspólnej waluty, stanowił cienką czerwoną linię, po przekroczeniu której Europejski Bank Centralny uznał, że musi zacząć działać. Jednocześnie był to argument, którego rząd Niemiec potrzebował, aby przezwyciężyć opór tych spośród swoich obywateli, którzy wciąż myślą, że Hiszpania i Włochy muszą radzić sobie same lub wyjść ze strefy euro. Dzięki swojej stanowczej deklaracji, jaką wygłosił w lipcu, w duchu „zrobię wszystko, co w mojej mocy i możecie mi wierzyć, że to wystarczy” oraz wdrożeniu we wrześniu programu kupowania obligacji, co nadało owej deklaracji wiarygodność, []() i pogodzić się z tym, że na pierwszym miejscu stawia się ratunek bankowy dla Hiszpanii oraz interwencję Europejskiego Banku Centralnego, zmierzającą do zmniejszenia premii od ryzyka w Madrycie i Rzymie, a po drugie musiałaby wziąć pod uwagę plany utworzenia unii bankowej. W ten właśnie sposób, w okresie między lipcem a wrześniem 2012 r. udało się uratować euro. To była najlepsza wiadomość w całym roku.

Zła wiadomość jest taka, że chociaż euro udało się ocalić – uratowani zostali również członkowie strefy euro, bo nawet ewentualne wyjście z niej Grecji, po wielu miesiącach spekulacji, wydaje się bardzo odległą perspektywą – to jednak to, co nas jeszcze czeka, jest wyjątkowo trudne. To, jak potraktowano plany utworzenia unii bankowej, redukowane i odkładane na później na kolejnych spotkaniach na szczycie, kiedy już minął okres największej niepewności, wyraźnie wskazuje, że polityka europejska wraca na swoje zwykłe tory.

Wciąż znajdujemy się na pustyni

Znów zatem obserwujemy zniecierpliwienie i rozdrażnienie opieszałością, krótkowzrocznością i brakiem politycznej odwagi, bo skoro na tym etapie wszyscy wiemy, jakie działania trzeba podjąć, to już nie tak łatwo jest wyjaśnić, dlaczego się ich nie podejmuje. Tymczasem ta sama Angela Merkel, która przez kilka dni robiła wrażenie, że wyprowadzi Europę z impasu, wraca do retoryki oszczędności, kierując się oczekiwaniami obywateli swego kraju, mając już na uwadze nadchodzące wybory. Posługując się taką właśnie retoryką przypomina nam, że motyle przez większą część swego życia są brzydkimi, niepozornymi poczwarkami i tylko przez nieznaczną jego część zachwycają nas swymi barwami i wdzięcznym lotem.
Przyszły, 2013, rok będzie czasem przemian, a dominować w nim będą dwa przeciwstawne odczucia, z jednej strony wrażenie, że nie stoimy już nad brzegiem przepaści, o czym świadczy obniżenie premii za ryzyko oraz decyzja [hiszpańskiego] rządu, by nie prosić o ratunek z zewnątrz. Z drugiej strony nie da się zaprzeczyć, że polityka oszczędności nadal nie przynosi efektów i że nie ma zewnętrznych bodźców, które pozwalałyby nam się rozwijać i sprawiać, by miejsc pracy było więcej. Wciąż żyjemy, ale znajdujemy się na pustyni i woda nam się kończy.

Newsletter w języku polskim
Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat