Angela Merkel, Barack Obama i David Cameron. Napis na klatce: "Ostrożnie, nie karmić eurosceptyków!".

Stracone złudzenia

Chociaż w przemówieniu programowym na temat przyszłości Wielkiej Brytanii w UE, zaplanowanym na 18 stycznia, premier David Cameron będzie musiał wziąć pod uwagę eurosceptyczne nastroje dominujące w Partii Konserwatywnej, to najważniejsze jest, by przemówił do całego społeczeństwa, a nie tylko do członków partii, oraz by zatrzymał Wielką Brytanię w Europie – pisze Financial Times w komentarzu redakcyjnym.

Opublikowano w dniu 14 stycznia 2013 o 15:06
Angela Merkel, Barack Obama i David Cameron. Napis na klatce: "Ostrożnie, nie karmić eurosceptyków!".

Wielka Brytania zawsze była Europejczykiem pełnym wątpliwości. Czterdzieści lat jej członkostwa od wstąpienia do EWG w 1973 r. znaczone były mylnymi założeniami i straconymi szansami. Skomplikowana relacja Wielkiej Brytanii z Europą jest kwestią kultury, geografii i historii.
Zjednoczone Królestwo jest dawną potęgą kolonialną, połączoną silnymi więzami z innymi krajami anglojęzycznymi, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi. Źródłem wzajemnego niezrozumienia między Wielką Brytanią a Europą jest zasadnicza różnica poglądów – podczas gdy Londyn postrzega członkostwo wyłącznie w kategoriach gospodarczych, dla Paryża i Berlina Unia to projekt polityczny powstały na zgliszczach II wojny światowej.

Coraz mniej wspólnego

Różnice te pogłębiły się w efekcie kryzysu euro. Podjęte działania zaradcze, chociaż początkowo niepewne, ostatecznie pozbawiły złudzeń tych, którzy sądzili, że kontynentalna idea „coraz ściślejszej unii” to tylko rojenia brukselskich eurokratów. W obliczu załamania się wspólnej waluty argument na rzecz wzmocnienia europejskiego nadzoru gospodarczego uważany jest za rozsądny we wszystkich stolicach Unii, również w samym Londynie.
Drugim istotnym efektem kryzysu, zamierzonym lub nie, jest wyłonienie się Niemiec jako dominującego aktora w Europie. Potęga Berlina osiągnęła taki punkt, w którym pozostałe kraje członkowskie nie mają odwagi blokować płynących stamtąd propozycji w zakresie polityki fiskalnej i ekonomicznej, bojąc się, że ten nie wspomoże wysiłków na rzecz ratowania zagrożonego euro.
W dającej się przewidzieć przyszłości Unia pozostanie zatem podzielona nie tylko na państwa należące do „rdzenia” strefy euro i te pozostające poza nim, lecz także na silnych północnych kredytodawców z Niemcami na czele i słabych południowych kredytobiorców z Cyprem, Grecją, Włochami, Portugalią i Hiszpanią. Takie jest tło dla zbliżającego się europejskiego przemówienia premiera Camerona. […]

Nieodwołalna transformacja

Financial Times zawsze opowiadał się za członkostwem Wielkiej Brytanii w Europie i pozostajemy przekonani, że leży ono w naszym narodowym interesie. Jest tak z powodów wykraczających poza ekonomiczne kalkulacje zysków i strat. Chodzi o miejsce i rolę Wielkiej Brytanii na świecie.
Członkostwo daje Wielkiej Brytanii wpływ na największy światowy rynek. Podtrzymuje specjalną relację z USA. Wzmacnia znaczenie kraju w świecie, w którym potęga ekonomiczna przesuwa się stopniowo na wschód.Korzyści sięgają poza granice narodowe. Dzięki wspólnemu rynkowi Brytyjczycy mogą swobodnie mieszkać, pracować, studiować i podróżować po Europie.
Rozszerzenie na południe i wschód umocniło demokrację w Hiszpanii i Grecji i stworzyło obszar pokoju i dobrobytu w krajach dawnego bloku wschodniego. Dzisiejsza Unia jest jednak bardzo różna od tej, do której Albion wstępował w 1973 r., i w istocie również od tej, za pozostaniem w której Brytyjczycy głosowali w referendum w 1975 r., gdy po raz ostatni dano im szansę wypowiedzenia się na ten temat.
Reformy, jakie planuje przeprowadzić Unia w celu ratowania projektu wspólnej waluty – takie jak unia bankowa czy osobny budżet dla strefy euro – zmienią ją jeszcze bardziej, w sposób zasadniczy i nieodwołalny. Stworzą nowy, ściśle zintegrowany rdzeń, do którego Wielka Brytania może nie chcieć nigdy przystępować, i który może zyskać dominujący wpływ na te aspekty europejskiego projektu, jakie Brytyjczycy cenią najbardziej, w tym wspólny rynek.

Zdefiniować interes narodowy

Co zatem powinien zrobić premier Cameron oraz, co równie ważne, czego nie powinien robić? Po pierwsze, musi przyjąć realistyczne podejście oparte na interesie narodowym. Będzie oczywiście musiał wziąć pod uwagę eurosceptyczne nastroje partyjnych dołów, nie może jednak dać się im zdominować. Powinien wyraźnie rozgraniczyć kwestię ochrony istniejących praw i ewentualnego przyszłego wyzbycia się prerogatyw narodowych. Przede wszystkim jednak powinien mówić do społeczeństwa, a nie do partii.
Zarazem powinien przyjąć w UE rolę przywódczą, tak jak Margaret Thatcher w kwestii wolnego rynku i rozszerzenia. Wielka Brytania jest klientem trudnym, ale jest cenionym członkiem europejskiego klubu. Może – i musi – szukać sojuszników. Londyn może naciskać na prorozwojowe reformy gospodarcze, tak jak czynił to od narodzin wspólnego rynku. Kryzys finansowy osłabił obóz probiznesowy, odzyska on jednak znaczenie, zwłaszcza jeżeli Unia poważnie myśli o przyspieszeniu wątłego tempa wzrostu.
Wielka Brytania powinna też orędować za Komisją Europejską jako nieodzownym arbitrem pilnującym przestrzegania zasad wspólnego rynku i nadzorującym politykę handlową. Tutaj naturalnym sojusznikiem Londynu jest Berlin, nieodmiennie sprzeciwiający się jakimkolwiek działaniom na rzecz ratowania strefy euro, które podkopałyby fundamenty wspólnego rynku.

Newsletter w języku polskim

Porzucić fałszywe nadzieje

Są również rzeczy, których premier Cameron w żadnym wypadku nie powinien robić. Ponieważ już dawno stwierdził, że głębsza integracja musi spowodować rozluźnienie więzi pomiędzy Wielką Brytanią i jej partnerami unijnymi, przemówienie może być dobrą okazją na nakreślenia nowych ram europejskiego zaangażowania. Premier nie powinien jednak rozbudzać fałszywych nadziei, że pozostałe kraje pozwolą Wielkiej Brytanii uczestniczyć we wspólnym rynku bez akceptowania jego podstawowych reguł i zasad. Również groźba postawienia weta wobec zmian traktatowych kluczowych dla ratowania euro potraktowana będzie jako szantaż, co spowoduje zgubne w skutkach załamanie relacji.
Premier Cameron nie może wreszcie pozwolić rodakom pogrążyć się w złudzeniach. Nie ma sensu, by Wielka Brytania próbowała zmienić swój status w Unii na taki, jaki mają Norwegia czy Szwajcaria; oba te kraje muszą akceptować reguły unijne, nie mają jednak żadnego wpływu na ich tworzenie. Dla Wielkiej Brytanii pozycja taka byłaby nie do zniesienia. Z pewnością spowodowałyby w końcu wyjście z Unii.
Interes narodowy może podyktować skodyfikowanie – przez rząd obecny lub przyszły – relacji pomiędzy Wielką Brytanią i nowym blokiem z Niemcami i Francją na czele. Kwestia przynależności do niego powinna stać się przedmiotem referendum z prostym pytaniem „tak lub nie”. Na razie jednak, dopóki zasady nowego traktatu nie są znane, brytyjski przywódca powinien skupić się na wyjaśnieniu, o jaką stawkę toczy się gra – i trzymać nerwy na wodzy.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat