Niewidzialna ręka Europy

Tydzień po rozpoczęciu operacji przeciwko islamistom kontrolującym północ Mali, Francja pozostaje jedynym państwem Zachodu, którego żołnierze są bezpośrednio zaangażowani na obszarze działań. Ale pozostałe kraje UE, które odmówiły wspólnej akcji zbrojnej, działają na innych, bardziej dyskretnych, frontach.

Opublikowano w dniu 18 stycznia 2013 o 16:42

Unia znalazła się niemal na ławie oskarżonych – ona będzie nieobecna, nie zareaguje na kryzys, ponownie okaże się bezużyteczna i znowu, raz jeszcze, Francja pozostanie sama! Jednak obiektywna analiza sytuacji na płaszczyźnie politycznej, finansowej i humanitarnej zaprzecza tym stwierdzeniom, które zarazem odzwierciedlają prawdziwą porażkę wspólnej polityki obronnej i bezpieczeństwa.

Co się stało od czasu, gdy rozeszły się wieści na temat operacji Serval? Unia organizuje spotkania kryzysowe w celu ustalenia przez kraje członkowskie harmonogramu działań dotyczących Mali, w szczególności EUTM – misji szkoleniowej UE w Mali. Spotkanie z 17 stycznia ministrów spraw zagranicznych w Brukseli było kolejną manifestacją zaangażowania Unii Europejskiej, jej solidarności z francuską interwencją. Przynajmniej w sensie politycznym i symbolicznym.

A konkretnie? Unia zapewni pieniądze, tak dla MISMA – międzynarodowej misji wsparcia Mali pod przywództwem krajów afrykańskich, jak i dla ECOWAS – wspólnoty gospodarczej państw Afryki Zachodniej, poprzez którą opłacane będą wynagrodzenia afrykańskich żołnierzy.

Cicha, ale rzeczywista zgoda

Pozostaje jednak faktem, iż przypadek Mali potwierdza trudności, jakie napotyka realizacja wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Przewidziana w traktacie z Maastricht w 1993 r., WPZiB powinna „doprowadzić, w odpowiednim czasie, do wspólnych sił zbrojnych”. W 1999 r., podczas spotkania na szczycie w Helsinkach, ustalono, że Unia Europejska powinna, przed końcem 2003 r., mieć możliwość rozlokowania drogą powietrzną lub morską do 60 000 żołnierzy w 60 dni.
Od tamtego czasu nie zdołała jeszcze zgromadzić sił operacyjnych tej wielkości. W 2004 r., podczas spotkania w sprawie zobowiązań dotyczących zdolności wojskowych, wypracowano koncepcję taktycznych grup bojowych składających się z 1500 żołnierzy, dających Europie możliwość szybszego reagowania na sytuacje kryzysowe. Jedną z głównych ambicji zbrojnych UE było uzyskanie zdolności szybkiego i skutecznego reagowania w strefach konfliktów poza Europą.

Newsletter w języku polskim

Tak więc jest prawdą, że europejskie jednostki naziemne mogły interweniować w Mali, tym samym ustanowić unijny precedens dyplomatyczny i wojskowy. Stoimy w obliczu kryzysu poza terytorium Wspólnoty, kryzysu mającego miejsce w kraju, znajdującym się mniej niż 6000 km od Brukseli, kryzysu, który zmusza – bez uprzedzenia społeczności międzynarodowej, za cichą, ale rzeczywistą zgodą, nie wspominając wzywania o pomoc, legalnej władzy malijskiej – do szybkiej interwencji, poprzedzającej wejście na scenę innych wojsk – afrykańskich i regionalnym.

Bez własnej twarzy i własnego głosu

Nic się jak dotąd nie stało. I jak zwykle świat mediów, polityki, a także sami obywatele kierują oskarżenia wobec Brukseli. Francja jest sama. Nie ma europejskiego systemu obrony, nie ma Europy na terenie działań, nie ma prawdziwej dyplomatycznej jedności. A przecież to nie w Brukseli należy szukać przyczyny takiej sytuacji. Spowodowana jest ona przez rządy poszczególnych krajów, które były w tym czasie odpowiedzialne za grupy taktyczne. A więc należy się jej dopatrywać w nieuporządkowanych sprawach między Francją, Niemcami i Polską. Francja postanowiła działać sama i wygląda na to, że o nic nikogo nie prosiła. A patrząc z Berlina, a tym bardziej z Warszawy, Mali stanowi oczywiście wyzwanie stojące raczej przed Francją niż kimkolwiek innym, a ponadto ta inwestycja nie rokuje dużych zysków.

Ciężkie to wyzwanie. Ujawnia ono rzeczywistą siłę unijnej dyplomacji i widzimy, że Catherine Ashton z trudem znajduje tu swoje miejsce. Dyplomacja i siły obronne Europy są w tarapatach. Ale to nic nowego, Unia Europejska działa w tym kryzysie tak jak to już czyniła w Somalii czy w Palestynie. Francja nie jest sama w Mali. Zbyt dyskretna, złożona i niewidzialna architektura instytucjonalna, bez własnej twarzy i własnego głosu, Unia preferuje bowiem wypowiadanie się prostymi argumentami krajów członkowskich.
Pracuje w terenie, w dziedzinie finansów, angażuje się, ale przegrywa na froncie medialnym i nie jest w stanie wyjść poza rozbieżności w realizacji polityki obronnej oraz wspólnego bezpieczeństwa strategicznego i operacyjnego. Miękka dyplomacja, gospodarcza, kulturalna, edukacyjna, medialna, sportowa... nie może przetrwać bez silnej, w pełni zintegrowanej twardej dyplomacji wojskowej i finansowej oraz ich małej siostry dojrzewającej w XXI wieku – cyberdyplomacji, która jest obecnie całkowicie zdominowanym przez USA. Zjednoczona Europa stanie się bardziej europejska także poprzez system obrony i bezpieczeństwa.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat