Kaprys brukselskich bogów

Pomimo że położenie greckiego społeczeństwa sięga dna i nawet MFW wskazuje na błędy w zarządzaniu kryzysem przez „trójkę”, instytucje europejskie wciąż odwracają wzrok. Najwyższy czas rozliczyć Komisję za tę niesłychaną tragedię.

Opublikowano w dniu 25 czerwca 2013 o 16:06

Gdybyż mieli jeszcze swoich starożytnych bogów, Grecy może by lepiej połapali się w tym, przez co przechodzą, w tej niesprawiedliwości, zrozumieliby niefrasobliwą indolencję Europy, która pomaga im od lat, jednocześnie upokarzając, która zapewnia, że nie chce ich wyrzucić, ale w głębi duszy już to zrobiła. Dawne bóstwa były dobrze znane ze swej kapryśności. Nad wszystkimi panowała Ananke, niewzruszona Konieczność, a więc los. W Koryncie Ananke dzieliła świątynię z bóstwem przemocy, noszącym imię Bia. Europa ma dla Ateńczyków rysy owej Konieczności.

Może Grecy zrozumieliby, jakim cudem w Rzymie 14 czerwca odbył się szczyt ministrów gospodarki i pracy z Włoch, Hiszpanii, Francji oraz Niemiec, mający przedyskutować nagle kluczową kwestię braku pracy – a nikomu nie przyszło do głowy zaprosić przedstawiciela najbardziej zubożałego kraju (27% bezrobotnych, ponad 62% młodych – to najwyższe wskaźniki w Europie).

Grecja to ludzka skaza, która plami Europę, od kiedy ruszyła kuracja oszczędnościowa. Zapłaciła za nas wszystkich, posłużyła jednocześnie za kozła ofiarnego i królika doświadczalnego. Podczas konferencji prasowej 6 czerwca rzecznik komisarza ds. gospodarki Olliego Rehna Simon O’Connor przyznał, że dla Europejczyków był to „proces uczenia się”. W innych krajach może działania będą różne, ale to nie psuje satysfakcji – „nie było wcale takie łatwe utrzymać Ateny w strefie euro”; „stanowczo nie zgadzamy się z tymi, którzy twierdzą, że nie zrobiono wystarczająco dużo dla pobudzenia wzrostu”.

Grecja mogła „wyjść z tego lepiej”

O’Connor i Rehn zareagowali w ten sposób na świeżo opublikowany przez MFW raport. Ten sam Fundusz, wchodzący wraz Europejskim Bankiem Centralnym i Komisją w skład sławetnej „trójki”, która stworzyła program oszczędności w krajach obciążonych deficytem, a następnie ze swoich wyżyn je nadzoruje. Pod adresem strategii i zachowania Unii w okresie kryzysu padły ciężkie oskarżenia. Grecja mogła „wyjść z tego lepiej”, jeśli od początku jej dług poddany zostałby restrukturyzacji, czyli zmniejszono by wynikające zeń obciążenia. Gdyby nie postępowano ze śmiertelną powolnością narzucaną przez zasadę jednomyślnego podejmowania decyzji. Gdyby na czas uzgodniono jednolity nadzór nad bankami. Gdyby nie zlekceważono wzrostu i konsensusu społecznego. Liczyło się tylko, by zahamować szerzenie się zarazy i ocalić pieniądze wierzycieli. Dlatego Grecję należało ukarać. Dziś jest pariasem Unii, a wszyscy są z tego dumni, bo technicznie pozostała w strefie euro, choć pod każdym innym względem ma status wyrzutka.

Newsletter w języku polskim

A zatem – pożegnanie z „trójką”? To nieprawdopodobne, skoro żaden obywatel nie może potępić jej złych działań i skoro raport MFW spotkał się z takim wyniosłą reakcją. Ideałem byłoby rozwiązać ją już podczas Rady Europejskiej 27–28 czerwca, która ma się zająć właśnie bezrobociem, niefrasobliwie rozpętanym przez „trójkę”. Parlament Europejski nie odważy się przemówić, a co do EBC, to Draghi wyraził się mętnie, nawet z pewną dozą samozadowolenia: „Tyle dobrego, że w raporcie MFW nie skrytykowano EBC”. Również Fundusz zachowuje się dwuznacznie, każda jego wypowiedź upstrzona jest oksymoronami. Owszem, mowa o upadku, ale jest on „konieczny”. Grecka recesja jest „większa od wszelkich prognoz”, ale jest „nieunikniona”. Nielogiczny los rządzi wciąż niepodzielnie, tyle że dziś zarządzają nim ludzie.

W rzeczywistości nie ma powodów do samozadowolenia. Unia nie zrozumiała politycznej natury kryzysu – braku zjednoczonej i solidarnej Europy. Pozostała nam jedynie wypaczona plątanina morałów i kalkulacji. Pozostał strach przed szerzeniem się zarazy i moralnymi kosztami. Natychmiastowe darowanie długu (czego domagało się wielu ekspertów) oznaczało nagradzanie za winy. Poza tym, jak twierdzi raport MFW, Europie bardziej zależało na ochronie wierzycieli niż na zapobieganiu przenoszeniu się problemów na inne kraje. Zwlekanie z decyzjami „dawało bankom czas na wycofywanie środków z peryferii strefy euro”. Bank rozliczeń międzynarodowych przytacza przypadek niemieckich pieniędzy: w latach 2010–2011 z pięciu „krytycznych” krajów (Grecja, Irlandia, Portugalia, Włochy, Hiszpania) wypłynęło 270 mld euro.

Możliwość posłania Komisji do domu

Ale prawdziwa ludzka skaza sięga głębiej, powoduje ją młot, który spadł na samą ideę dóbr publicznych, traktowanych z nieustanną podejrzliwością. To w sferze publicznej przede wszystkim cięto pensje i posady. Ucierpiała na tym demokracja, począwszy od polityki informacyjnej. Szczytem wszystkiego było zamknięcie 11 czerwca publicznego radia i telewizji ERT z cichym przyzwoleniem „trójki”, domagającej się masowych zwolnień pracowników budżetowych.

Podsycając przypuszczenia o wyjściu Grecji, Europa naruszyła zaufanie między krajami Unii, doprowadzając do swego rodzaju wojny. Są państwa niegodne zaufania, słabe, dla których nie ma już miejsca, niczym postaci z „Okropności wojny” Goi. Do Rzymu nie zaproszono przedstawiciela nie tylko Aten, ale i Lizbony. Tamtejszy Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z ustawą zasadniczą dwa paragrafy planu „trójki” i od tego momentu Portugalia stała się pariasem. „Wyrażamy zadowolenie, że Portugalia dalej stosuje uzgodnioną terapię. Kluczowe jest, aby najważniejsze instytucje jednoczyły się w poparciu dla niej”, oświadczyła Komisja dwa dni po wyroku, odrzucając jakiekolwiek renegocjacje. Nigdy by sobie nie pozwoliła na coś takiego wobec werdyktu Trybunału niemieckiego, których nie wolno nikomu zlekceważyć.

Takich skaz nie da się wywabić, chyba że cofniemy się do czasów dopiero jednoczącej się Europy. Nie zapominajmy, chodziło wtedy o zapobieżenie wojnom między mocarstwami osłabionymi przez dwa światowe konflikty, a także nędzy, która pchnęła narody w objęcia dyktatur. Nie przypadkiem koncepcję państwa opiekuńczego podczas ostatniej wojny stworzył właśnie europeista William Beveridge.

Instytucje europejskie nie stoją na wysokości tamtego, jakże aktualnego, zadania. Tym bardziej głos powinni zabrać obywatele, poprzez Parlament wybierany za rok i poprzez Konstytucję z prawdziwego zdarzenia. Komisja musi stać się rządem wybieranym przez narody, odpowiedzialnym przed eurodeputowanymi. Musi być możliwość posłania do domu Komisji takiej jak obecna, która poprzez „trójkę” tyle napsuła. Strwoniła czas, pieniądze i honor. Zasiała nienawiść między narodami. Strąciła Greków w stan upadku. Krytykuje ją nawet uwikłany w dwuznaczności MFW. Trapi ją to, co Einstein uznawał za naczelną wadę polityka i naukowca –„szaleństwo polegające na robieniu ciągle tej samej rzeczy w oczekiwaniu na odmienne rezultaty”.

Jak to widzi The Economist

Obwinianie sędziego

Porównując José Manuela Barroso do niepopularnego sędziego piłki nożnej, The Economist zauważa, że coraz więcej rządów krajowych obraca się przeciwko przewodniczącemu Komisji Europejskiej –

Francuzi są wściekli, że broniących dotacji dla ich filmowców nazywa „reakcyjnymi”. Niemcy oskarżają go o to, że nie ma żadnych pomysłów, co robić z rosnącym bezrobociem wśród młodzieży. Brytyjczycy mówią, że z usługującego rządom Starego Kontynentu przeistoczył się w niewolnika Parlamentu Europejskiego.

Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest to, że niektórzy z przywódców poszczególnych europejskich krajów „nie są darzeni nadmiernym szacunkiem przez swoich obywateli”, a Komisja zawsze była „wygodnym chłopcem do bicia”. Jednak teraz dołączył do nich Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), który zadał „najokrutniejszy cios”. Londyński liberalny tygodnik donosi, że –

Z wniosków z nauk pobranych w czasie udzielania pierwszego pakietu pomocowego Grecji w 2010 r., jakimi MFW opatrzyło swoje badanie, wynika, iż Komisja nie miała doświadczenia w zarządzaniu kryzysami finansowymi i programami dostosowawczymi, że jej obsesja na punkcie zasad fiskalnych uczyniła ją ślepą na recesyjne skutki oszczędności budżetowych.

Odnosząc się do losu przewodniczącego Komisji, The Economist uważa, że

Sądząc z nieprzychylnego nastroju wśród przywódców, Barroso nie można oczekiwać trzeciej kadencji, o której czasami napomykał. Druga połowa gry będzie na pewno prowadzona przez innego sędziego.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat