Działacze Partii Europejskich Socjalistów rozdają partyjny manifest wyborczy podczas manifestacji związkowej w Paryżu. Fot. Vx Lentz

Wymagająca Europa

Europejczycy nie mogą dalej pozostawać obojętni i muszą aktywnie zaangażować się w budowę wspólnej Europy - pisze niemiecki dziennikarz Stefan Kornelius.

Opublikowano w dniu 24 maja 2009 o 20:36
Działacze Partii Europejskich Socjalistów rozdają partyjny manifest wyborczy podczas manifestacji związkowej w Paryżu. Fot. Vx Lentz

Parlament Europejski, wybierany w wyborach bezpośrednich przez obywateli państw członkowskich, istnieje od 1979 r. W ciągu 30 lat mieszkańcy Unii Europejskiej 6 razy decydowali o jego składzie. Siódme z kolei wybory odbędą się w dniach 4-7 czerwca. Będzie to święto demokracji na ogromną skalę, podobne do tego, jakie można było ostatnio obserwować w Indiach. Parlament Europejski to jedyny na świecie ponadpaństwowy organ o charakterze zgromadzenia z demokratyczną legitymacją, który dysponuje konkretnymi instrumentami władzy. Eurodeputowani siódmej kadencji będą prawdopodobnie pierwszymi parlamentarzystami w historii Unii Europejskiej, którzy otrzymają przywilej rzeczywistego korzystania z uprawnień kontrolnych i kierowniczych.

Ale kogo tak naprawdę to interesuje? Chyba niewielu. Przyglądając się głosowaniom i referendom, w których mogą uczestniczyć obywatele Unii Europejskiej, wybory do Parlamentu Europejskiego nie mają sobie równych, jeśli chodzi o okazywanie niechęci i brak zaangażowania w życie polityczne. W oczach społeczeństw krajów członkowskich wybory do Parlamentu, który ma za sobą 30 lat istnienia, są tylko pozornym świętem demokracji dla wyłonionych przedstawicieli elit politycznych.

Przyczyn nie należy doszukiwać się w deficycie europejskich kaznodziei przemawiających do wyborców. Na liście europejskich think tanków znajdują się ponad 52 instytucje, które zachęcają do aktywnego udziału w wyborach. Ponadto we wszystkich 27 państwach członkowskich partie i fundacje przeznaczają tak ogromne środki na rozwój rynku informacyjnego, jakby chciały zapoczątkować drugą w historii epokę oświecenia.

Tymczasem kandydaci uśmiechają się z plakatów, kanclerz i ministrowie podkreślają znaczenie głosowania, przed piekarniami powiewają flagi europejskie, a na rynkach wybranych miast paradują sześciometrowe oskubane kurczaki, które według pomysłu agencji reklamowej mają zwrócić uwagę na europejskie wytyczne dotyczące praw konsumenta.

Newsletter w języku polskim

To jednak zdecydowanie za mało. Europy nie da się zdefiniować poprzez głosy wyborców. I jakby sytuacja nie była wystarczająco tragiczna, to podczas tegorocznej kampanii wyborczej tenże Parlament Europejski i inne instytucje unijne znajdują się pod taką presją, że można ją chyba tylko porównać z naciskami na trenera Bayern Monachium po trzech przegranych meczach z rzędu. Parlamentarzyści, komisarze i wysocy rangą urzędnicy, niczym defilujące kurczaki, przypominają o obowiązku głosowania, o europejskiej misji, o euro i o dawno zniesionych szlabanach granicznych. Elity polityczne przemawiają w takim tonie, jakby w jednej chwili miały zniknąć wszystkie dotychczasowe osiągnięcia Europy, jakby wyborcy -oddając swój głos- mieli złożyć deklarację lojalności wobec UE.

Trzeba przyznać, że to dość groteskowy obraz. Istnieje wiele powodów, dla których ideę wspólnej Europy tak trudno przybliżyć jej mieszkańcom. Tego jednak nikt już nie chce słuchać. To nie tylko instytucje europejskie muszą wywiązać się ze swoich zobowiązań (fakt, że Unia Europejska odpowiada na swojej stronie internetowej na pytanie, czym właściwie jest, graniczy z absurdem), ale pewne obowiązki spoczywają także na obywatelach Europy - wyborcach, którzy powinni porzucić swój obojętny stosunek względem systemu, w którym żyją. Tak, Europa to przerastające nas wyzwanie, któremu trzeba jednak stawić czoło.

Jakże byłoby miło, gdyby okazało się, że to ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego, przy okazji których trzeba tłumaczyć, dlaczego jedyna w swoim rodzaju wspólnota krajów zasługuje na trochę większą uwagę wyborców i dlaczego związek 27 mniejszych i większych państw ma rację bytu w gwałtownie zmieniającym się świecie.

Opinia

Sposób na krótkowzroczność

Każdy eurodeputowany powinien zawsze mieć pod ręką teleskop. To pozwoli widzieć Europę z oddali, ze swego kraju pochodzenia, i na odwrót – dostrzegać swój kraj z Brukseli! Tylko tak może dobrze reprezentować interesy tych, którzy posyłają go do Parlamentu Europejskiego. Inaczej, zdaniem Horii Romana Patapieviciego, politologa, dyrektora Rumuńskiego Instytutu Kultury, nie da się rozruszać wielkiej machiny tej instytucji i zainteresować nią wyborców. Obywatele Unii nie będą mieli ochoty głosować dopóty, dodaje Patapievici, dopóki nie ujrzą, że Parlament zdolny jest cokolwiek zmieniać. „Absencję wyborczą tłumaczą powody polityczne, a nie psychologiczne. W tworzących się, jak i już ugruntowanych demokracjach jest tak, że europejskie instytucje cierpią na wielki deficyt polityczny” – pisze jeszcze rumuński analityk na łamach Evenimentul Zilei. Cytując J.H.H. Weilera, profesora Uniwersytetu Nowojorskiego, ocenia on, że „nie ma bezpośredniego związku między głosowaniem obywateli a przyszłymi decyzjami Unii”. Stąd ta „świadomość bezużyteczności głosowania, która demoralizuje wyborcę i każe mu zostać w domu!”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat