Christiania, najsłynniejsza i jedyna w Europie przez lata prosperująca komuna dzieci-kwiatów, którzy w 1971 r. wtargnęli na teren opuszczonej bazy marynarki wojennej w Kopenhadze, to fenomen na skalę światową.
Dla ekspertów była legendą kultury alternatywnej. To także trzecia po nadmorskiej syrence i lunaparku Tivoli atrakcja turystyczna duńskiej stolicy. Co roku przyjeżdża tu milion osób z całego świata, by przejść się wzdłuż pomalowanych w psychodeliczne wzory baraków i spod lady kupić skręta z marihuany na Pusher Street (ulicy dilerów).
Christiania, która sama obwołała się wolnym miastem, ma swój hymn(„Nie możecie nas zabić” – protestsong w wykonaniu zespołu Bi-frost), flagę wolności (trzy żółte kule na czerwonym tle), okolicznościowe monety, no i własny zestaw praw i zwyczajów. Nie można tu wjeżdżać samochodem (mieszkańcy parkują auta poza obrębem dzielnicy), nie wolno biegać (kto biegnie, brany jest za złodzieja), nie wolno robić zdjęć i nosić kamizelek kuloodpornych.
Niedawno po 40 latach istnienia i 22 latach prawnie sankcjonowanej niezależności Christiania przestała być wolnym miastem. 18 lutego br. duński sąd najwyższy odrzucił bowiem apelację mieszkańców enklawy od orzeczenia sądu z 2009 r. ustanawiającego ponownie kontrolę państwa nad 35 hektarami byłej bazy marynarki wojennej.Tym samym zakończyła się długa epopeja sądowa w sprawie prawnego statusu wywalczonego przez skłotersów i hipisów w 1989 r.
Cały artykuł można przeczytać na stronie Gazety Wyborczej