Ameryka i Europa idą razem na dno

Unia Europejska wybrała w walce z kryzysem gospodarczym własne, odrębne metody, inne niż Stany Zjednoczone. Był to ogromny błąd, gdyż problemy i tu, i tam są w gruncie rzeczy takie same, twierdzi Gideon Rachman.

Opublikowano w dniu 5 lipca 2011 o 16:18

W Waszyngtonie trwa dyskusja na temat limitu zadłużenia, w Brukseli rozmawia się o przepastnym zadłużeniu. Ale główny problem jest taki sam. Zarówno Ameryce, jak i Europie finanse publiczne wymknęły się spod kontroli, a systemy polityczne są na tyle niesprawne, że nie potrafią sobie z tym problemem poradzić. Stany i Unia znajdują się na tym samym tonącym okręcie.

Debaty w kwestiach zadłużenia toczące się obecnie i za Oceanem, i na Starym Kontynencie są tak zorientowane na własne cele i towarzyszy im tak duże napięcie, że mało kto je ze sobą kojarzy. Tymczasem elementy, które łączą ze sobą ten generalny kryzys na Zachodzie powinny być dla wszystkich ewidentne.

Kredytowa pętla

Po obu stronach Atlantyku jest teraz widoczne jak na dłoni, że wzrost gospodarczy w latach przedkryzysowych był stymulowany przez nieopanowaną i szkodliwą koniunkturę na kredyty. W Stanach Zjednoczonych kredytobiorcami byli przyszli właściciele domów, i to właśnie oni znaleźli się w samym centrum kryzysu. W Europie to całe kraje, takie jak Grecja i Włochy, korzystały z niskich stóp procentowych i nierozważnie się zapożyczały.

Krach finansowy 2008 r. i jego następstwa były ciężkim ciosem dla finansów publicznych, gdyż w jego następstwie zadłużenie zaczęło gwałtownie wzrastać. Zarówno w Europie, jak i w Ameryce ten jednorazowy wstrząs pogorszyła sytuacja demograficzna – pokolenie powojennego wyżu zaczyna właśnie przechodzić na emeryturę.

Newsletter w języku polskim

Wreszcie kryzys gospodarczy jeszcze bardziej podzielił polityków i trudniejsze stało się znalezienie racjonalnych rozwiązań problemu zadłużenia. Wzrosła popularność ruchów populistycznych – Partii Herbacianej po jednej stronie Atlantyku, a Holenderskiej Partii Wolności czy też Prawdziwych Finów po drugiej.

Dwie strony tej samej monety

Pogląd, że Europa i Stany Zjednoczone to awers i rewers tego samego kryzysu, nie był zbyt popularny, gdyż przez wiele lat elity w USA kładły nacisk na różnice między modelem amerykańskim i europejskim. Już straciłem rachubę, w ilu konferencjach w Europie brałem udział, podczas których dyskutanci dzielili się na dwa obozy.

Pierwszy z nich pragnął, aby wprowadzić styl amerykański, czyli „elastyczny rynek pracy”, a drugi, który jasno określał się jako tamtemu przeciwny, z pasją bronił europejskiego modelu socjalnego. Podobnie na Starym Kontynencie wyglądała debata polityczna.

Była grupa, która chciała, aby Bruksela naśladowała Waszyngton i stała się stolicą prawdziwej federalnej Unii, ale byli i tacy, którzy uporczywie twierdzili, że utworzenie Stanów Zjednoczonych Europy jest absolutnie niemożliwe. Obie strony zgadzały się jednak, że ekonomicznie, politycznie i strategicznie, Ameryka i Europa to dwie różne planety, coś w rodzaju „Marsa i Wenus”, jak to ujął amerykański intelektualista Robert Kagan.

Punktem odniesienia dla politycznej debaty w Stanach jest w dalszym ciągu „odmienność” Unii. Oskarżenia skierowane pod adresem Baracka Obamy, że importuje „socjalizm w europejskim stylu”, służą przedstawieniu go jako prezydenta antyamerykańskiego. Są jednak i tacy na lewicy, którzy widzą Europę jako przykład stosowania innych i czasem nawet lepszych rozwiązań, na przykład takich jak świadczenie powszechnej opieki zdrowotnej.

Ale w tej chwili podobieństwa pomiędzy kłopotami obu regionów bardziej rzucają się w oczy niż różnice w sposobie ich rozwiązywania: wzrastający dług, słaba gospodarka, rosnąca drożyzna, niereformowalne państwo opiekuńcze, strach przed przyszłością i polityczny zator są elementami, które je łączą.

Ameryka nie jest modelem dla Europy

Batalia, którą toczą obecnie Stany Zjednoczone o kontrolę nad wydatkami na opiekę społeczną i służbę zdrowia przypomina tę, jaka jest udziałem przywódców europejskich, którzy również wiodą bój o obcięcie wydatków na emerytury i opiekę zdrowotną. Wielu Europejczyków mocno wierzy, że politycy amerykańscy mają większe pole manewru ponieważ działają w obrębie prawdziwego systemu federalnego.

Wielu z nich przekonuje, że jedynym sposobem na to, aby ustabilizować na dłużej euro, jest wprowadzenie „fiskalnego federalizmu” na wzór Stanów Zjednoczonych. Niemniej właśnie dzisiaj politycy z Waszyngtonu są jeszcze mniej zaradni niż ci z Brukseli. Widoczna niemożność przeprowadzenia konsultacji na temat zadłużenia i wydatków (nie wspominając już nawet o rozwiązaniu tego problemu) powoduje, ze już samo myślenie, że Ameryka mogłaby być modelem dla Europy, wywołuje śmiech.

Oczywiście ciągle jeszcze są znaczące różnice w debatach toczących się po drugiej stronie Atlantyku. Dolar ma długa historię godnej zaufania waluty. Euro tymczasem towarzyszy nam dopiero od trochę dłużej niż dziesięciu lat. Podziały polityczne, które są w największym stopniu odpowiedzialne za sparaliżowanie europejskiego systemu, znajdują się wewnątrz samych państw.

Chiński punkt widzenia

Trudno byłoby również w Stanach znaleźć coś porównywalnego do głębokiej przepaści dzielącej Greków i Niemców. Pogląd, że podniesienie podatków może być częściowym rozwiązaniem problemu wzrastającego zadłużenia w Europie, nie wywołuje kontrowersji. W Ameryce, dla Republikanów, opozycja wobec podwyżek fiskalnych stanowi główny argument walki politycznej.

Skupieni na swych własnych problemach i różnicach Amerykanie i Europejczycy bardzo powoli odkrywają związki pomiędzy swoimi bliźniaczymi kryzysami. Ale analitycy w innych częściach świata łatwiej dostrzegają zbieżności. Wśród przywódców i intelektualistów chińskich stała się to standardowa praktyka, aby upominać ludzi Zachodu przed „udzielaniem Chinom lekcji”, biorąc pod uwagę skalę naszych politycznych i gospodarczych problemów.

Chińscy krytycy Zachodu obserwują dylematy Europy i USA z niezwykłą przenikliwością, a ułatwia im to odległość. Ale ich duma i wiara w siebie może sprawić, iż prześlizgną się nad rozumieniem uzależnienia rozwoju Chin, Indii i innych krajów od bogatego i budzącego zaufanie Zachodu. Jeśli zachodnia choroba pogłębi się, pojawi się pokusa, aby wypróbować nowe i bardziej radykalne metody leczenia. Będą one prowadziły do protekcjonizmu i kontroli nad kapitałami. Jeśli globalizacja zacznie się cofać, wtedy gospodarczy i polityczny kryzys dosięgnie także Chiny.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!