UNESCO wpisało niedawno na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości kolejne 45 ludowych tradycji. I tak znalazły na niej hiszpański taniec flamenco, dieta śródziemnomorska, katalońskie wieże ludzkie tzw. castells, śpiewy sybillińskie z Majorki i francuska kuchnia. To tyle, jeśli chodzi o bardziej znane nam zwyczaje.
Dziennik Daily Telegraph sporządził listęnajdziwniejszych nominacji. Na pierwszym miejscu znalazły się tureckie zapasy w oleju. Tradycja sięga XIV wieku i związana jest z dorocznym świętem Kirkpinar. Zawodnicy natłuszczeni olejem jadalnym biorą się za bary, co zdaniem tureckiego rządu „przyczynia się do społecznego pokoju i daje poczucie przynależności kulturowej”.
To samo można by zresztą powiedzieć o roztańczonej procesji w Echternach na wschodzie Luksemburga, w której uczestniczy około 14 000 osób ubranych w biało-czarne stroje. Tancerze ściskają w dłoniach białe chusteczki i odprawiają uświęcone tradycją pląsy przy akompaniamencie fletów i innych instrumentów, oddając zarazem cześć patronowi miasteczka św. Willibrordowi. Po raz pierwszy taka procesja przeszła ulicami miasta w 1100 r.
Dużo późniejszy, bo pochodzący z XVI wieku jest taniec z nożyczkamiwykonywany przez członków peruwiańskiego plemienia Chanka. Jego uczestnicy wywijają i kłapią podczas tańca wielkimi nożycami, co ma symbolizować ich opór wobec hiszpańskich najeźdźców.
Dużo bardziej pokojową tradycją, która zyskała uznanie UNESCO, jest sztuka pieczenia chleba imbirowego rodem z północnej Chorwacji. Tamtejsi piekarze wypiekają takie pieczywo w najróżniejszych kształtach (serc, koni, zegarów i gwiazd) od XVII w., by potem je kunsztownie ozdobić. Idealne na prezent bez względu na okazję.
Na liczącej mniej więcej dwieście pozycji liście niematerialnego dziedzictwa próżno jednak szukać tych z literkami PL. Czyżby nasza kultura była tak uboga w tradycje? A może ktoś nie zadał sobie po prostu trudu, by wypromować krakowiaka, sztukę pieczenia sękacza, toruńskich pierników czy poznańskich rogali marcińskich. Albo koronek z Koniakowa, choć z tymi ostatnimi mógłby być problem, bo tamtejsze koronczarki przerzuciły się z chust i obrusów na seksowne stringi.
Tak czy inaczej panowie dyplomaci z polskiej misji przy ONZ, czas zakasać rękawy i wziąć się ostro za nadrabianie zaległości. Wstyd bowiem, żeby maleńka Litwa miała już dwie pozycje na liście UNESCO, Słowacja jedną, Czechy trzy, a my żadnej. Z polskimi tradycjami nie jest chyba jeszcze tak źle...