Stephen Gardner ujawnia w portalu EUobserver wstydliwe sekrety FIFA. Jego zdaniem, ale i wielu innych, decyzja o przyznaniu organizacji mistrzostw świata w 2018 r. Rosji, a w 2022 r. Katarowi nie była przypadkowa.
W żadnym z tych krajów nikt bowiem nie będzie działaczom FIFA patrzeć na ręce. Nikt też nie zaprotestuje, gdy zaczną stawiać swoje żądania. Przed mundialem w Afryce Południowej piłkarscy oficjele wymogli na gospodarzach szereg ustępstw. To na ich wyraźne życzenie w kodeksie karnym RPA pojawiły się nowe przestępstwa, krok który miał zabezpieczyć interesy komercyjne FIFA.
Nie inaczej było przy okazji konkursu na organizację mistrzostw świata w 2018 r. W wyścigu brała udział wspólna oferta Belgii i Holandii, ale przepadła z kretesem, gdy belgijski polityk Bert Anciaux postanowił na początku roku ujawnić listę życzeń FIFA.
I tak federacja domagała się, by jej członkowie byli zwolnieni ze wszelkich podatków w Holandii związanych z otrzymywanymi w tym kraju wynagrodzeniami, korzyściami oraz wszelkiego rodzaju płatnościami w gotówce (cóż za eleganckie określenie łapówki) lub w innej formie, a także ponoszonymi przez nich kosztami oraz inwestycjami.
Mało tego, holenderskie władze miały zgodzić się, aby funkcjonariusze FIFA mogli bez żadnych ograniczeń importować lub eksportować obce waluty z i do Holandii oraz wymieniać je na dolary, euro bądź franki. Według Gardnera jest to wręcz zaproszenie do prania brudnych pieniędzy.
Lista żądań FIFA była oczywiście o wiele dłuższa, część z nich Holandia spełniła, na inne jednak nie przystała. Czy Katar i Rosja zrobiły to samo? Raczej wątpliwe. Jaki z tego wniosek?
Ano taki, że – jak pisze Gardner – widoki na to, by piłkarskie mistrzostwa świata, w każdym razie w dającej się przewidzieć przyszłości, zostały rozegrane w Europie, są wyjątkowo marne. Swoją drogą ciekawe, czy kiedykolwiek dowiemy się, jakie warunki UEFA postawiła Polsce i Ukrainie, zanim przyznała im organizację Euro 2012.