Wszyscy już się zdążyli przekonać, że jeśli strażacy nie wezmą się szybko do roboty, wspólna konstrukcja pójdzie z dymem.
Płomienie, jak pisze komentator The Economist Charlemagne, strawiły już Grecję i Irlandię „a teraz liżą Portugalię i Hiszpanię”. Niepewne swego losu są także Włochy i Belgia.
Wołania o pomoc zderzają się jednak z murem milczenia w Berlinie, bo Berlin uważa, że zrobił już dość dla ratowania innych.
Postanowienia brukselskiego szczytu o powołaniu stałego mechanizmu stabilizacji strefy euro mogą jednak nie wystarczyć, podobnie jak lepsze procedury zapobiegania pożarom w przyszłości na niewiele się zdadzą, gdy dom już stoi w płomieniach.
Keneth Rogoff, znany amerykański ekonomista i były wiceprezes Banku Światowego wskazuje na podobieństwamiędzy obecną sytuacją w Europie a kryzysem finansowym, jaki dotknął Amerykę Łacińską w latach 80. minionego wieku.
Tam również rządy wyjątkowo opieszale reagowały na bieg wydarzeń. Podobnie jak teraz na Starym Kontynencie nie pozwoliły upaść bankom, udzielając im gwarancji i wspierając je finansowo, nawet jeśli wpadły w tarapaty z powodu własnej nierozwagi czy zwykłej chciwości.
Kryzys tlił się wiele lat i w podręcznikach ekonomii nazywany jest „straconą dekadą”, a skończył się masową restrukturyzacją długów, których, gdyby tego nie zrobiono, nikt nie byłby w stanie spłacić.
Nawet najbardziej dramatyczne cięcia budżetowe i wyrzeczenia nie pozwolą przecież oddać tego, co pożyczało się przez całe dziesięciolecia. Stąd coraz więcej ekspertów nawołuje do radykalnych kroków.
Charlemagne snuje analogie historyczne, a konkretnie nawiązuje do wielkiego pożaru Londynu z 1666 r., który to doprowadził do powstania pierwszej zawodowej straży pożarnej w Europie, i porównuje możliwą restrukturyzację bankowych długów do tego, co niemal cztery wieki temu zrobili żołnierze garnizonu stacjonującego w Tower of London.
Widząc, że płomienie atakują kolejne dzielnice, wynieśli – wbrew protestom ogarniętych paniką mieszkańców – cały zapas prochu i wysadzili nim okoliczne budynki, tworząc w ten sposób zaporę oddzielającą burzę ognia od reszty miasta. Odpowiednikiem beczki prochu mogłyby być dziś wspólne euroobligacje, na których emisję nie chcą zgodzić się Niemcy. Na razie.