Wreszcie na czele

Opublikowano w dniu 5 lipca 2011 o 06:21

Początek naszej prezydencji stoi pod znakiem zimnego ulewnego deszczu, a ten nieco ostudził zapał zwykłych obywateli, których w przedsięwzięciu tym bardziej interesują okolicznościowe koncerty niż polskie priorytety.

Dużo cieplejszy, letni deszczyk pochwał pod adresem Polski spadł ostatnio w światowej prasie. Warszawę powszechnie chwali się za ambitne cele i dobrą promocję kraju, w którą włączyli się najważniejsi politycy na czele z premierem Donaldem Tuskiem (udzielił kilku wywiadów zagranicznym mediom) i ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim (zapowiedział na łamach kilku europejskich gazet, że „ożywimy Europę naszą wiarą, doświadczeniem solidarności i realizmem”).

Uznanie wzbudziły też same przygotowania do polskiej prezydencji. To szczególnie cenne, gdyż na Zachodzie utarł się niekorzystny obraz Polski jako ojczyzny wielkich improwizatorów i dużo gorszych organizatorów.

Tymczasem, jak pisze Edward Lucas, redaktor działu zagranicznego tygodnika The Economist na stronie Centre for European Policy Analysis (CEPA), po wejściu w życie traktatu lizbońskiego, unijna prezydencja testuje właściwie tylko „administracyjne umiejętności” sprawującego ją kraju.

Newsletter w języku polskim

Trzeba przecież zaplanować i zorganizować setki spotkań. Daje to jednak mocno ograniczone możliwości ustalania tematów i kolejności rozmów. „W obszarze polityki zagranicznej waga prezydencji zmalała”, odnotowuje Lucas, a przy stole obrad zrobiło się niezwykle tłoczno, gdy zgodnie z traktatem lizbońskim na scenie pojawili się przewodniczący Rady Europejskiej Herman van Rompuy oraz szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton.

Mimo że jednym z trzech głównych priorytetów polskiej prezydencji jest „integracja europejska jako źródło wzrostu”, w najbardziej palącej sprawie dotyczącej unijnej gospodarki, czyli kryzysu w strefie euro, nie będziemy mieli zbyt wiele do powiedzenia z racji tego, że do eurolandu nie należymy.

„Polska nie ma też siły militarnej zdolnej wpływać na sytuację w Libii”, pisze Lucas. Wskazuje też na pewne obiektywne trudności wykorzystania do maksimum tej prezydencji. Otóż Polska ją przejmuje, a zraz potem Bruksela pustoszeje, gdyż unijni urzędnicy jadą na długie wakacje.

Na dobre wrócą do pracy dopiero w połowie września, by na początku grudnia ponownie udać się na ciężko zapracowany urlop. W efekcie sześciomiesięczne przewodniczenie skróci się o niemal połowę.

Mimo to Polska ma szansę przeforsować niektóre ze swoich priorytetów. Lucas pisze o dwóch sprawach: bezpieczeństwie energetycznym i Partnerstwie Wschodnim, którego szczyt odbędzie się w Warszawie pod koniec września.

Do realizacji pierwszego celu Polska może sprytnie wykorzystać rosnące zainteresowanie jej ogromnymi złożami gazu łupkowego, a także poparcie Berlina zjednanego konsekwentną polityką Warszawy „bycia miłym dla Niemiec”.

Z kolei, gdyby przyciśnięty przez kryzys gospodarczy Aleksander Łukaszenka zdecydował się uwolnić z więzienia przynajmniej część więźniów politycznych, obsypałby wrześniowy szczyt Partnerstwa „srebrzystym pyłem sukcesu”.

„Polska nie ma sobie równych, jeśli chodzi o wykorzystanie miękkiej siły UE w radzeniu sobie z problemami posttotalitaryzmu począwszy od rozmów okrągłego stołu, przez lustrację aż po kontrolę nad służbami specjalnymi”, podkreśla Lucas.

W podsumowaniu sugeruje zaś, że wcale niewykluczone, iż ta polska będzie ostatnią prezydencją, która może mieć istotny wpływ na politykę Unii. Po niej przyjdzie wprawdzie kolej na Danię, ale później będzie już tylko seria krajów „mniejszego kalibru” (Cypr, Irlandia, Litwa, Grecja, Włochy i Łotwa). Miło byłoby zatem wykorzystać szansę i wskoczyć do pierwszego szeregu europejskich potęg.

Kategorie
Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!