„Jeśli zrozumieli państwo, co powiedziałem, to znaczy, że źle się wyraziłem”. Dowcip Alana Greenspana, byłego prezesa Amerykańskiej Rezerwy Federalnej, był zabawny w czasach boomu na rynkach finansowych. Ale dziś, w czasach kryzysu zadłużeniowego, dobrze by było usłyszeć z ust wysokich urzędników strefy euro klarowniejsze słowa.
Prezes Europejskiego Banku Centralnego 26 lipca zapewniał, że „EBC jest gotów uczynić wszystko, co niezbędne, by uratować euro”. 2 sierpnia, po posiedzeniu rady tej instytucji, Mario Draghi dał do zrozumienia, że może ona podjąć interwencję na rynkach, by wykupić hiszpański lub włoski dług, ale nie od razu i nie bezpośrednio.
Jeszcze przed końcem konferencji prasowej kursy na europejskich giełdach spadły, a oprocentowanie hiszpańskich i włoskich obligacji osiągnęło ponownie rekordowe poziomy. W ubiegłym tygodniu stało się odwrotnie. 3 sierpnia na giełdach znowu odnotowano zwyżki.
Ekonomiści i przywódcy polityczni mają zwyczaj mówić, że kryzysu nie da się rozwiązać szybko i że trzeba działać i wypowiadać się ostrożnie. Jeden fałszywy krok może kosztować któreś z państw miliardy euro, jeśli rynki źle na to zareagują. Wygląda jednak na to, że wspomniane rynki nie do końca już rozumieją decyzje szefów europejskiej gospodarki.
Nieracjonalne zachowania rynków są zjawiskiem dobrze znanym, często się je zresztą tłumaczy w sposób racjonalny krótkofalowymi interesami inwestorów. Mario Draghi zaapelował – choć nie wprost – do Hiszpanii i Włoch, żeby wystąpiły o pomoc do Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF), jeśli chcą liczyć na pomoc EBC, tyle że Madryt i Rzym odrzucają takie rozwiązanie. Tymczasem szefowie rządów obu krajów powitali z zadowoleniem słowa Draghiego.
I bądź tu człowieku mądry. Chyba że przyjmiemy, że chodzi tu o długą partię szachów rozgrywaną przez Draghiego, przywódców europejskich i wszechmocnego gracza, jakim jest Bundesbank, niemiecki bank centralny. Partię niezrozumiałą dla zwykłych Europejczyków.
Stawka jest niebyle jaka, ponieważ chodzi o określenie polityki gospodarczej i walutowej strefy euro na przyszłe lata. Nic więc dziwnego, że toczy się na ten temat debata na szczeblu europejskim między przywódcami gospodarczymi i politycznymi. Wygląda zresztą na to, że podążający po wąskiej ścieżce Mario Draghi jest coraz bliższy swego celu, jakim jest udzielenie pomocy krajom przeżywającym trudności po to, by zapewnić przyszłość euro, a jednocześnie uspokojenie rynków i ograniczenie wpływów Bundesbanku.
Podczas dni poprzedzających posiedzenie EBC dziennikarze i blogerzy próbowali na różne sposoby interpretować skąpe informacje napływające z rozmaitych instytucji w Europie. Co kto mówi? Co to znaczy? Dlaczego mówi to właśnie teraz? Kto kim manipuluje? Chyba tylko garść specjalistów jest w stanie dokonać egzegezy toczącej się debaty. W czasach zimnej wojny speców od rozszyfrowywania tego, co się dzieje w Moskwie, nazywano „kremlinologami”. Porównanie nie należy do pocieszających.